Młodsza latorośl rodziny Carthy nie rozczarowuje. Najnowszy album Elizy, to porcja najlepszego brytyjskiego folku, w stylu do którego córka Martyna Carthy`ego zdążyła nas już przyzwyczaić.
Nie ma tu gorszych utworów, sporo za to dobrego, brytyjskiego grania. Towarzyszący artystce zespół The Ratcatchers, to również muzycy świetnie znajdujący się w takich brzmieniach.
Zaczynający album utwór „Turpin Hero”, to świetne wprowadzenie w klimat albumu. Jest ostro i zdecydowanie, jak na niektórych płytach klasycznego The Watersons, z drugiej jednak strony mamy tu współczesną finezję. Tak właśnie zagrany jest ten album.
Bez względu na to czy mamy do czynienia z wolniejszymi pieśniami, takimi, jak „Gallant Hussar”, czy też z bardziej żywiołowym śpiewaniem, jak w „Tom Brown”, wokal Elizy sprawdza się doskonale i jest jak scalający wszystko, wiodący prym instrument.
Dobrze brzmią tu utwory instrumentalne. Tańce porywają, a jednocześnie wciąż nadstawia się ucha, by wyłowić smaczki.
Z każdym kolejnym albumem Eliza Carthy podnosi sobie poprzeczkę. „Rough Music” kontynuuje tą tradycję. Mam nadzieję, że wkrótce jej popularność będzie na tyle duża, że ktoś zdecyduje się zaprosić ją również do naszego kraju.

Taclem