Medwyn Goodall to czarodziej melodii. Piękne frazy wygrywane na rozlicznych instrumentach, to jego specjalizacja. Szkoda tylko, że te instrumenty są w siększości syntetyczne. Goodall korzysta z sampli z brzmień instrumentów klawiszowych.
Kilka lat temu, kiedy pierwsze płyty Goodalla ukazywały się na swiecie, mogłaby ta płyta rzeczywiście robić wrażenie. Oparta o celtyckie brzmiania instrumantalna muzyka z pogranicza new age i world music. Brzmi ona niebanalnie, ale niestety bardzo płasko.
Gdyby ta piękna płyta była tylko demówką, którą zdolny kompozytor stworzył na potrzeby muzyków, którzy zagraliby te partie, wyszłoby arcydzieło symfoniczno-folkowe. Alan Stivell pewnie spłonąłby z zazdrości. Ale niestety, podejrzewam, że budżet pana Goodalla by tego nie wytrzymał. Dlatego też wydaje on po dwie-trzy płyty rocznie i wszystkie są takie jak ta, nieco syntetyczne.
A szkoda, bo kompozytor to zdolny.

Taclem