Gerry zaczynał swoją przygodę ze sceną ponad 40 lat temu, grając wówczas z nie znanym nikomu muzykiem, Van Morrisonem. Van jest dziś bluesową (i w dużej mierze również folkową) legendą, a Gerry też ma na koncie jakieś przeboje. jednak jego muzyka nigdy nie była tak znana, jak Vana. Nic dziwnego, powie każdy, kto przesłucha tą płytę.
Na „Streets Of Belfast” mamy całkiem niezłe piosenki, koszmarnie spaprane przez wykonanie, a właściwie przez pomysł (czy też brak pomysłu) na płytę. Gdyby te kawałki zagrać na gitarze, ze skrzypkami, akordeonem itp. mielibyśmy być może świetną płytę. A tak co mamy? Coś na kształt „irlando disco”. Nachalny, prymitywny klawiszowy podkład, przy którym pop lat 80-tych, to maestria wykonania. Szkoda tylko piosenek, które jak wspomniałem są dobre.
Jeśli jednak ktoś chciałby posłuchać tej płyty, to lojalnie ostrzegam – nie będzie lekko.

Taclem