The Pogues wreszcie doczekali się godnych spadkobierców. Nie kontynuatorów, ale właśnie spadkobierców. Jeszcze niedawno z Flogginami o to miano konkurowali Bostończycy z Dropkick Murphy`s. Ci jednak odpadają w przedbiegach, jeśli porówna się ich „Blackout” z „Within a Mile of Home”.
Już od samego początku płyty słychać wyraźnie, że FM wracają.
Zanim usłyszałem całą płytę wpadł mi w ucho kawałek „To Youth (My Sweet Roisin Dubh)”, który urozmaica ścieżkę dźwiękową jednej z gier komputerowych. Już wtedy wiedziałem, że płyta będzie niezła. I nie rozczarowałem się. Amerykańscy punk-folkowcy sa w dobrej formie.
Album zaczyna się od pubowo-rockowego „Screaming at the Wailing Wall”. To świetny kawałek z przesterowaną gitarą w tle, ostrą jazdą skrzypiec i mandoliny, silnym głosem Dave`a Kinga.
Tradycyjny „Seven Deadly Sins” brzmi tak, że nie powstydziliby się go The Pogues. Oczywiście, gdyby zaczęli grać jakieś dwadzieścia lat później. Drive jest taki sam, środki wyrazu już nieco inne. Stare brzmienie ma za to piosenka „Factory Girls”. Jest w niej też coś z grania kapel z kręgów rockabilly. Oczywiście całość wciąż ma celtyckie korzenie.
Dalej mamy wspomniane już „To Youth”. „Whistles The Wind” to z kolei ballada w stylu starej kapeli Shane`a MacGowana. Nieco rozedrgane dźwięki gitary nadają jej jednak bardziej oniryczny charakter. King śpiewa tu dla odmiany bardzo spokojnie. Jakby dla odmiany „Light of a Fading Star” zaczyna się od ostrej, punkowej gitary. Dalej troszkę się uspakaja. Mamy akordeon, banjo i skrzypeczki. Trzeba przyznać, że FM lubią sobie pokombinować i są w tym bardzo dobrzy.
„Tobacco Island” kojarzy się strasznie ze „Streams of Whiskey” przywoływanego tu już zespołu. OCzywiście to inna piosenka, a jednak niektóre nutki brzmią dość znajomo.
Zaśpiewana a capella „The Wrong Company” kojarzy się dla odmiany z klasykami, takimi, jak The Dubliners. To tylko miniaturka, ale robi dobre wrażenie.
Rozbujany „Tomorrow Comes a Day too Soon” to coś nowego. Piosenka ta nie ma zbyt wiele wspólnego z celtyckimi korzeniami, jest po prostu lekkim, folk-rockowym utworkiem. Kto wie, czy nie zwiastuje on jakiejś zmiany w muzyce Flogging Molly.
Rewelacyjny „Queen Anne`s Revenge” to też nieco inne niż dotąd klimaty. Bliżej piosence do utworów z płyt The Levellers, czy New Model Army. Świetne alternatywno-folkowe granie.
Powrót do bardziej pubowych dźwięków zwiastuje nam „Wanderlust”. Następujący po nim tytułowy „Within a Mile of Home” można uznać za kwintesencję brzmienia tej płyty. Jest tu trochę elementów nowych, melodia lekko skłaniająca sięw kierunku celtyckim, ale z konkretnym, punkowym refrenem. Zdecydowanie jest to dobra wizytówka.
Kolejna na płycie ballada, to śpiewana przy akompaniamencie irlandzkich dud i gitary „The Spoken Wheel”. Przechodzi ona płynnie w kolejny utwór – „With a Wonder and a Wild Desire”. Druga część jednak jest już nieco ostrzejsza, wchodzi tam bowiem cała punk-folkowa sekcja.
Na zakończenie mamy piosenkę w stylu „cała sala śpiewa z nami”, czyli „Don`t Let Me Die”. To typowa uliczna ballada, ale urozmaicają ją trąbili, trochę w stylu kapel grających czasem na pogrzebach. Cóż, w końcu to piosenka pożegnalna.
„Within a Mile of Home” nie jest takim zaskoczeniem, jak „Swagger” – pierwszy studyjny album FM. Nie ulega jednak wątpliwości, że płyta ta wprowadza nieco nowego ducha. Myślę, że konkurencji z punk-folkowego podwórka będą musieli się teraz sporo namęczyć, by dogonić tą grupę.

Taclem