Drugi materiał zarejestrowany przez zespół sanocki Yank Shippers zaczyna się od instrumentalnej „Polki”, zapowiada ona około-irlandzki kierunek w jakim zmierza ta kapela. Z tej właśnie tradycji wywodzi się większość zaadaptowanych przez zespół melodii.
Jak przystało na kapelę z nurtu szantowego – nie zabrakło tu też najważniejszego z żeglarskich tematów. Nie, nie mówię tu o morzu, chodzi oczywiście o kobiety, tym razem obiekt westchnień ma na imię Whitney. Dalej mamy „Kongo River”, piosenkę z nurtu „wracamy z morza”.
Utwór „Odynie” jest swoistą ciekawostką. Po pierwsze piosenek o wikingach nie śpiewa się w Polsce za wiele, po drugie gościnnie pojawia się tu elektryczna gitara, tworząc ciekawy klimat.
Znacznie gorzej jest z klimatem i z tekstem w kolejnym utworze „Tam na Horn”. Mimo, że utwór opowiada o oceanicznej przygodzie, to takie piosenki śpiewa się głównie na Mazurach. Jak dla mnie jest to po prostu trochę zbyt trywialne.
Na szczęście dużo lepiej jest w piosence „By Holand”. To chyba najspokojniejsza z zaprezentowanych tu piosenek. Aż się trochę zdziwiłem, że Shippersi jeszcze potrafią tak właśnie zagrać.
„Oumi Oumaj” to taka piosenka żeglarska w starym stylu. Tak grało się w Polsce latach 80-tych. Trochę brakuje mi tamtych klimatów, miło więc, że ktoś jeszcze kultywuje takie tradycje.
Kolejny utwór, to znów ciekawostka. „Iscar Man”, bo tak jest zatytułowany, to piosenka dwujęzyczna. Przyznam od razu, że Yank Shippers po angielsku brzmią całkiem nieźle, zaskoczyli mnie trochę. Może w przyszłości warto by spróbować coś takiego jeszcze zagrać? Zwłaszcza, że cajuńskie skrzypce robią tam świetne wrażenie. Później mamy tekst polski, również pasujący do całości. Nie pozostaje więc nic innego jak pogratulować dobrej piosenki.
„Po złoto”, to nurt `piosenki pirackie`, czyli klimat rozpropagowany lata temu przez grupę Mietek Folk. Niemal każda kapela ma coś takiego w swoim repertuarze – Shippersi również.
Prosta przyśpiewka „Nalej bracie w szkło” nadaje się do radosnego potrząsania kuflami. Niby nic specjalnego, ale podejrzewam, że na koncertach utwór ten sprawdza się świetnie. Podobnie jest z piosenką „Gnaj co sił”, która kończy premierowy materiał.
Jako bonus mamy tu sześć utworów z pierwszego, wydanego tylko na kasecie materiału zespołu, ze słynną „Horyłką” na czele.
Na koncertach Yank Shippers zawsze jest żywiołowo, nic więc dziwnego, że sporo tu szybkich piosenek. Niestety trochę to męczące, nie da się z taką samą uwaga wysłuchać kilkunastu skocznych kawałków (jedyne troszkę spokojniejsze utwory znajdują sie w bonusach). Rozumiem, że tytuł płyty miał tłumaczyć taki repertuar, ale chyba troszkę przesadzono. Mam nadzieję, że kolejny album będzie bardziej różnorodny.

Taclem