Nie tak dawno rozpływałem się tutaj nad demówką młodej flamandzkiej kapeli o prostej nazwie Aedo. Teraz mamy już do czynienia z ich debiutanckim albumem.
Tym, którzy nie pamiętają, bądź nie czytali tamtej recenzji, przypomnę, że mamy do czynienia z kapelą, która gra muzykę celtycka, w bretońsko-wyspiarskiej mieszance. Wszystko to jest jednak podane w ciekawy sposób i dobre wrażenie robi zarówno sposób opracowania utworów, jak i umiejętności młodych muzyków. Na tej płycie słychać też już więcej belgijskich, czy może raczej flamandzkich naleciałości.
Zaczyna się dość tradycyjnie, z lekką dozą rocka w bretońsko-brzmiącym „Déménage Mondiale”. Później mamy bardzo ładną piosenkę – „La Larme” – z delikatna nutka jazzu. To tchnienie jest tak leciutkie, że zastanawiam się, czy go sobie nie wyimaginowałem. Z kolei saksofon w „Bouquet Bloumé”, mimo, że gra ludową melodie, to daje już więcej jazzowego smaczku. Przynajmniej do czasu kiedy nie dołączają się dudy. Później rockowa perkusja zmienia się w niemal trip hopowe rytmy. Wciąż jednak mamy bardzo czytelną folkową frazę na pierwszym planie.
Zagrany w tempie irlandzkiego jiga „Tostas Mistas” sprawia wrażenie, jakby był starą, ludową melodią. Tymczasem to utwór współczesny, napisany przez braci Jonasa i Pietera De Meesterów, autorów większości repertuaru Aedo.
Dalej mamy lekko snującą się melodię „Femmes i topp”, oraz ciekawostkę – poezję śpiewaną w wersji celtyckiej. Cóż to znaczy? Ano to, że za tekst do piosenki „Medelij” posłużył wiersz Francois Villona.
Spokojny „Quartier Latin, 4h le Matin” to niemal chill out. Ale nie bójcie się, to nie jest muzyka naszych klubów i dyskotek, tylko porządny utworek z diatonicznym akordeonem.
„Lowy” ożywia nieco senną atmosferę poprzedniego utworu. Podejrzewam, że świetnie tańczyło by się do tego jakieś armorykańskie tańce. W „Café Coiffeur” też mamy coś bretońskiego, ale jakby bardziej mrocznego. Taki niepokojący klimat panuje też w jednej z części „Vitamine”. Znacznie spokojniej jest w „Lora Luna”, najpiękniejszej melodii na tej płycie, w której pobrzmiewają dalekie echa irlandzkiego „Inisfree”.
Podbity ostrym rockowym rytmem „Friscot” sprawdza się pewnie doskonale na festiwalach. Ciekawie by było, gdyby zagrali go kiedyś np. w Polsce.
„Imperial” to znów powrót w bardziej irlandzkie rejony. Wspomniał bym tu może o Lunasie, ale to tylko podobne echa, tak na prawdę obie grupy grają inaczej.
Płytę kończy nieco połamany rytmicznie „Experior”. Dość nowoczesna aranżacja, z surowym akordeonem, to coś, co może się spodobać wielu, którzy tak jak ja poszukują ciekawych smaczków w muzyce. Kiedy wchodzą do gry dudy i saksofon, to po plecach aż ciarki idą…
Bardzo dobra płyta. Dobra grupa rozwinęła się i dąży wciąż do przodu. Młody wiek muzyków daje nam nadzieje na świetny dalszy ciąg.

Rafał Chojnacki

Fragmenty do odsłuchania na stronie: www.aedo.be/cds.htm