The Merritts, grają bluegrass z bardzo fajnym kobiecym wokalem. Problem polega jednak na tym, że Janice Merritt nie tylko pięknie śpiewa, ale jeszcze trochę jodłuje. Uwierzcie mi, bez tego ostatniego byłoby o niebo lepiej. Ale to i tak dobra płyta.
Album jest również hołdem dla Randy Howard, zmarłego jakiś czas temu skrzypka, którego granie możemy tu jeszcze usłyszeć. Randy był muzykiem, który nagrywał z największymi sławami country, bluegrass i folk w Ameryce. Wśród nich znaleźli się Garth Brooks, Bela Fleck, Tony Rice, David Grisman, Jerry Douglas i Shelby Lynne. Był on aż dwunastokrotnym zwycięzcą mistrzostw Stanów w tradycyjnej grze na skrzypcach.
Zespół The Merritts tworzą przede wszystkim przyjaciele zmarłego muzyka i jedyny sposób, w jaki mogli sprawić, że będzie w jakimś sensie obecny wśród nich.
Wszystkie utwory na płycie, to współczesne kompozycje, większości autorstwa Buda i Janice Merrittów, ale zdarzają się też piosenki Nanci Griffith, czy Steve`a Earle`a. Jeśli więc lubicie bluegrass, to spędzicie z tą płytą miłe chwile. Ja zaś będę omijał na niej jodłowanie.

Taclem