Debiutancka płyta naszych rodzimych celtic rockowców, to album dość zachowawczy. To płyta z jednej strony bliższa muzyce folkowej, bez rockowych naleciałości, a z drugiej po prostu bardzo „polska”. Dlaczego Właśnie tak ją określam? Po prostu Stonehenge brzmi tu podobnie jak kilka innych polskich zespołów grających w tamtym czasie.
Pod względem wykonawczym już na debiucie słychać, że zespół ciekawie się zapowiada, ale to jeszcze nie to. Są tu już natomiast charakterystyczne dla nich przeróbki irlandzkich piosenek na utwory instrumentalne, łącznie ze słynnymi „The Rocky Road To Dublin” i „Foggy Dew”.
Mimo akustycznej formuły są tu fragmenty, które mają rockową motorykę. Tak jest choćmy w momencie, kiedy z melodii „The Spey In Spate” przechodzimy w „The Ale Is Dear”. Na tej płycie to tylko kilka fragmentów, ale zapowiadają one mocniejsze brzmienie zespołu.
Płyty całkiem nieźle się słucha, ale jeśli znacie aktualne oblicze Stonehenge, to możecie być nieco zaskoczeni.

Taclem