Sami zainteresowani nazywają swoją współpracę „zderzeniem dwóch komet”. Zespół Ryczące Dwudziestki od wielu lat pracuje na renomę najlepszej grupy wokalnej na scenie szantowej, zaś Shannon to kapela poszukująca coraz to nowych środków ekspresji.
Tym razem połączenie silnych, męskich wokali i ostrej, folk-rockowej muzyki daje efekt, który potrafi zaskoczyć. Na tej płycie mamy tylko trzy utwory, jeden z nich o korzeniach szkockich, drugi irlandzki, zaś trzeci bretoński. Jest to swoista wizytówka muzyczna Projektu. Pokazują jednak zarówno możliwości wokalne, jak i zdolności i warsztat instrumentalistów.
„Łowy” zaczynają się od mocnego wejścia perkusji, ostrego basu, zaraz potem wchodzą wokale. Mimo, że sporo tu się dzieje, nie tracimy poczucia, że wszystko jest tu pod kontrolą. Słowem, praca projektu opłaciła się.
„Tri Martolod”, to coś na kształt przeboju obu grup, ponieważ wykonują go osobno od jakiegoś czasu (choć Shannoni raczej w oryginale). To jedna z pierwszych melodii nad którymi zespoły pracowały razem. Efekt jest – jak dla mnie – porywający.
„Nie pamiętam”, to utwór który powinni znać miłośnicy zespołów Clannad i Capercaillie, gdyż to najbardziej znani wykonawcy oryginalnej wersji. Wersja z płyty Ryczące-Shannon jest zdecydowanie bardziej rockowa, choć pomysł na zaśpiewanie solówki instrumentalnej przez wokalistów, to z kolei ukłon w stronę sympatyków wokalnych możliwości Dwudziestek.
Projekt jest odważny, jako że oba środowiska, które wychowały te dwie grupy, są dość hermetyczne. Sam pomysł w ciekawy sposób przełamuje schematy, które od lat dzielą miłośników muzyki folkowej i szant. Być może dzięki takiej płycie poszerzą oni swoje horyzonty.
Muzycy zapewniają, że na trzech utworach się nie skończy. Pozostaje więc czekać na całą płytę, a w międzyczasie zobaczyć jeden z ich żywiołowych koncertów.

Taclem