Trzecia płyta kanadyjskich The Ecclestons, to przede wszystkim zbiór celtyckich hitów. Może to nieco dziwić, gdyż wcześniejsze albumy zawierają nieco mniej znany repertuar. Dlaczego tym razem postawiono na dobrze znane utwory? Postaramy się znaleźć na to pytanie odpowiedź.
Album zaczyna jeden z największych standardów wśród irlandzkich piosenek ludowych – „Rocky Road to Dublin” – zaśpiewanego jednak a cappella (no, może z towarzyszeniem bodhranu) przez Coleen Eccleston, przez co piosenka ta nabiera zupełnie innego, surowszego charakteru. Podobnie jest ze wszystkimi standardami. Na pierwszy rzut oka to te same piosenki, ale mają w sobie jakąś taką nową nutę, która sprawia, że słucha sięich z wielką przyjemnością. Czyżby jednak powiedzenie „rejsowego” Mamonia, że ludzie lubią to, co już znają miało tu zastosowanie? The Ecclestons grają pewnie często dla lokalnej publiczności, która zna te standardy z koncertowych wersji. Podejrzewam więc, że to głównie prezen dla nich. Istnieje też możliwość, którą wysnuł mój współpracownik (pozdrawiam Casha), że po prostu dojrzeli do zmierzenia się z klasycznym repertuarem.
Mniej znanym utworem jest tu „Island Man” – kompozycja Mike`a Scotta, lidera The Waterboys. Trzeba przyznać, że The Ecclestons nadali jej świetne, folkowe szlify.
Czy to źle, że doświadczony zespół sięga po utwory, które zwykle są domeną debiutantów? Chyba nie, bo dzięki ciekawszym, bardziej może przemyślanym aranżacjom, nie czuje się zmęczenia słuchając ich po raz kolejny.

Rafał Chojnacki