Już dawno stara płyta nieznanego mi zespołu nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. „Canterbury moon” nagrano w 1978 roku, zaś Magenta, to kapela z Belgii, która nawiązywała do tego, co wówczas grano na wsypach brytyjskich, jednak bez folk-rockowego zacięcia.
Już od zaczynającego płytę utworu „Foxtrot” nie mamy wątpliwości, że to rzeczywiście wartościowe nagrania. Sporo się tu dzieje, a jednocześnie czuć, że brzmienie grupy jest nieco inne, niż kapel z Wysp. I to spory plus dla grupy Magenta, bo nie kopiują, a jedynie inspirują się.
Kompaktowa reedycja z 2003 roku została oczyszczona z szumów, dzięki czemu słucha się jej dużo lepiej.
Słuchając grupy, która brzmi trochę jak skrzyżowanie Simona & Garfunkela z akustycznym Albion Band, a może nawet naszym Starym Dobrym Małżeństwem, zastanawiałem się jak wiele płyt z tamtych lat bardzo się zestarzało. Ten album nie.

Rafał Chojnacki