Grupa Anam to obecnie jeden z najbardziej uznanych przedstawicieli muzyki tradycyjnej w Irlandii, jednak album, o którym tu piszę, to starsza płyta – ich debiut fonograficzny. Słuchając jej nagrań łatwo dojść do wniosku, że zespół doskonale czuje się w prezentowanej tu mieszance współczesnych i tradycyjnych pomysłów na muzykę z Zielonej Wyspy.
Tradycyjnie brzmią tu przede wszystkim skrzypce i akordeon diatoniczny. W tej odmianie muzyki grupie Anam niedaleko do absolutnych klasyków, takich jak The Chieftains. Trzeba jednak przyznać, że nieco inaczej myślą o melodiach. Jest tu sporo kombinowania, takiego, jak choćby w nagraniach The Bothy Band, czy Planxty. Mozna więc odnaleźć elementy jazzu, czy muzyki klasycznej. Najbardziej nowoczesne są jednak fragmenty, które kojarzą się brzmieniem nowej muzyki tradycyjnej, czyli z takimi kapelami, jak Lunasa. Anam może stanowić ciekawy pomost pomiędzy tymi odmianami folkowego grania.
O ile muzycznie jest mniej więcej tak jak napisałem, to piosenki śpiewane przez zespół tkwią raczej w bardziej tradycyjnych brzmieniach, może nieco tylko wygładzonych. Bardzo ciekawie się ich słucha, nie sądzę, by potrzebowały jakichś dodatkowych ozdób. Dlatego też w kwestii gaelickich i angielskich śpiewów stawiam raczej na Anam, niż młodsze kapele próbujące te same piosenki wykonywać w bardzo uwspółcześnionych interpretacjach.
Podstawą brzmienia Anam pozostają tańce, żywiołowe irlandzkie melodie sprawiające, że nogi same zaczynają poruszać się do rytmu. Oczywiście czasem trzeba dać odpocząć tancerzom, stąd ballady. Najciekawsza z nich nosi tytuł „After the Storm” i pochodzi jeszcze z czasów, gdy lider Anam – Brian O hEadhra – grał w zespole Upstairs in a Tent.
Anam na pewno spodoba się wielbicielom celtyckiej muzyki. Co prawda dopiero kolejne płyty potwierdziły klasę zespołu, ale już na debiucie daje on sobie bardzo dobrze radę.

Rafał Chojnacki