Irlandczycy ze Stanów Zjednoczonych kochają takie płyty. Kolekcja irlandzkich evergreenów zagrana z folk-rockową werwą na pewno przyniesie kapeli większą ilość fanów, niż poprzednia, w większości autorska płyta. Jednak dla krytyka to niełatwy orzech do zgryzienia – owszem słucha się tego świetnie, bo The Volunteers to dobry zespół, aranżacje są dość pomysłowe… Cóż jednak z tego, skoro większość tych utworów ma w repertuarze niemal każdy zespół grający piosenki irlandzkie – od pubowych kapel po staruszków z The Chieftains.
Warto za to napisać kilka słów o aranżacjach i skojarzeniach z nich wynikających.
Zaczyna się od bardzo poguesowatego (czyli przywodzącego na myśl klasycznych już dziś The Pogues) „The Irish Rover”, w podobnym nastroju utrzymane są również „A Man You Don`t Meet Everyday”.
Najmniej znany utwór – „The Mountains of Mourne” przypomina z kolei The Pogues z czasów „Pogue Mahone”, ale całość urozmaica ciekawe solo skrzypiec.
„Star of the County Down” zagrano z kolei bardziej „po kanadyjsku” – w stylu kapel takich jak Grat Big Sea, czy Spirit of the West.
Zaskoczeniem jest bluesowa wersja „I Tell Me Ma”, jak już wspomniałem aranżacje są tu dość pomysłowe.
W przypadku „The Foggy Dew” można powiedzieć, że zespół rozsiadł się okrakiem pomiędzy tradycyjną wersją The Chieftains a folk-rockowym graniem. Nie jest to najbardziej udana piosenka na płycie. Podobny miks tradycji z nowoczesnością stanowi „Whiskey in the Jar” utrzymany w tradycyjnym tempie, ale z riffem Thin Lizzy granym na skrzypkach i flecie.
Żeby nie było zbyt irlandzko dostajemy przeróbkę brytyjskiego „All Around My Hat” w rytmie starego rock`n`rolla z elementami country. I co ciekawsze brzmi to całkiem nieźle.
„Black Velvet Band” to utwór, który potrafi rozkołysać każdy pub, tak więc z tej konfrontacji zespół bez problemu wyszedł obronną ręką.
Płytę kończy zadziornie wykonany „The Parting Glass”. Nie jest co prawda tak ostry, jak wersja Dropkick Murphy`s, ale jest to ciekawa, folk-rockowa interpretacja z odrobinką bluesowej nutki.
Z tego co napisałem wynika (mam nadzieję) że płyta jest dobra. I rzeczywiście taka jest, pod warunkiem, że nie rażą Was odgrzewane po raz setny standardy.

Taclem