Szantymeni z Norwegii śpiewają nie gorzej od Polaków. Na dodatek też troszkę kaleczą język angielski. Melodie zaprezentowane na tej płycie są w większości znane, ale warto posłuchać ich właśnie w takich – bardzo twardych aranżacjach. Ostro, nie zawsze super czysto i równo, o to przecieżchodzi w marynarskiej pieśni pracy. Na morze nie trafiali raczej absolwenci uczelni muzycznych, a jeśli nawet, to nie jako prości marynarze.
Celowo pominę znane u nas utwory, zaznaczam tylko raz jeszcze, że warto na nie zwrócić uwagę. Dodam jeszcze, że pod tytułem „He-bang She-bang” ukrywa się piosenka „Old Moke Pickin` On The Banjo”, czyli nasz polski „Szczęśliwy powrót”. Z kolei „Danse Polka” to „Can`t Ye Dance To Polka”, czyli „Co się zdarzyło jeden raz”, tym razem z norweskim zaśpiewem.
Piosenka „E amola” to sycylijska pieśń rybacka. Grupa przyznaje że nikt z nich nie mówi po tamtejszemu, ale nie przeszkadza im to zupełnie. Zastanawiam się tylko, czy aby zbyt nie „utwardzili” tego języka, bo brzmi momentami niemal jak norweski.
Walczyk „Den norske sjomann” kojarzy mi się ze szwedzkimi piosenkami Inge Wijka. Jednak różnica jest podstawowa, w piosenkach sympatycznego Szweda nie było cytatów z „Greka Zorby”. Tu są.
Ostatnia z mniej u nas piosenek pochodzi z Francji. Rozbrajająca szczerość Norwegów każe im przyznać, że o ile nie znają języka, którym posługują się mieszkańcy Sycylii, to również nie mówią po francusku. „Aloué la falaloué” pojawiła się już u nas, ale nie chcę za wiele zdradzać. Ciekaw jestem czy zgadniecie, kto zrobił ten utwór w Polsce.
W brzmieniu tradycyjnych szant dużo tu inspiracji klasycznymi wersjami Stana Hugilla. Z kolei tzw. pieśni kubryku mają lekko celtyzujący klimat.
Taclem

Dodaj komentarz