Tej płycie od początku do końca przyświecała wizja, która pchnęła starego folkowaca po zmierzenie się z celtyckim materiałem twarzą w twarz. Tylko Steve i jego gitary. Żadnych dadatkowych partii muzycznych, żadnych gości, wokali – nic z tych rzeczy.
Są tu utworki grane oryginalnie na skrzypcach, dudach, harfach i całej masie innych instrumentów. Steve zaaranżował je wszystkie na gitarę akustyczną. Ciekawie to brzmi, giedy w podobnej stylistyce mamy tu zagrany szkocki marsz („El Alamein”), utwór szkockiego skrzypka Johnny`ego Cunninghama („The Wedding”), wioślarską pieśń („Mingulay”) i utwór Jana Sebastiana Bacha („Sheep May Safely Gaze”).
Dobrze też brzmią w takiej aranżacji melodie takie jak „Midnight Walker” Davy`ego Spillane`a, „Sheebeg and Sheemore” Thurlogha O`Carolana, czy szkockie
Jak przystało na udany eksperyment, jest to płyta ciekawa, do której warto czasem wrócić.

Taclem