Przyznam że bardzo się ucieszyłem, kiedy niezapowiedzianie przyszła do mnie nowa płyta austriackiej grupy Ballycotton. Zespół ten poprzednimi płytami zdobył sobie moje zaufanie i chciałem jak najszybciej zapoznać się z najnowszymi dokonaniami grupy.

Ballycotton to zespół który zaczynal od muzyki celtyckiej, stopniowo odchodząc we własne kompozycje, które zdefiniowali jako `modern folk`. Można powiedzieć że jest to nazwa dość adekwatna, bliżej im bowiem do folk-rocka, niż do jakiejkolwiek innej muzyki.

Pierwiastek celtycki gdzieś tam w tle cały czas jest obecny, jadnak zespół od początku daje nam znać, że to tylko baza. Najważniejsze jest co mają do powiedzenia sami muzykanci. Przede wszystkim dają nam oni do zrozumienia że nie są im obce również inne ragiony związane z muzyką świata. Znajedziemy tu elementy kojarzące się ze światem arabskim, zagrywki typowo klezmerskie, czy choćby skandynawskie.

Bardzo dobre wrazenie robi skrzypcowy duet (Jock i Christina), ich skrzypce zdają się niekiedy rozmawiać, a nawet sprzeczać. Ciekawie jest też od strony wokalnej. Pojawiające się w kilku utworach wokalizy nie nawiązują do żadnego znanego mi języka. Austriacki Ballycotton nie posunął się tak daleko, jak Lisa Gerrard (wokalistka Dead Can Dance), by wymyśleć własny język, ale myślę że i tak udało im się pokonać pewne granice. Przede wszystkim nie używają swego rodzimego języka, ale odżegnują się też od angielskiego.

Okazuje się więc że również w folku możliwy jest kosmopolityzm.

Płyta „Mondland” została Płytą Miesiąca vortalu Folkowa.art.pl w grudniu 2003 roku.

Rafał Chojnacki