Podobnie jak w przypadku muzyki rockowej, tak i w przypadku punka mamy do czynienia z częstym łączeniem tej stylistyki z folkiem. Otrzymaliśmy również gatunek zwany punkfolkiem. Jego ramy są jednak niezbyt wyraźnie określone, z jednej strony łatwo zaakceptować bałaganiarską muzykę The Pogues, czy nagrania Levellersów jako połączenie muzyki folkowej z punkiem, z drugiej zaś mianem punkfolkowej określano np. debiutancki album Spirit of the West, ostry pod względem tekstowym, ale zupełnie akustyczny.
Na początku lat 90-tych spotkałem się z teorią jednego z socjologów badających fenomen festiwalu w Jarocinie, która dawała do zrozumienia, że taniec pogo związany z muzyką punk to nic innego jak współczesna odmiana rytualnych tańców plemiennych. Głównie chodziło tu o specyficzny trans i poczucie ekstazy związane z grupową zabawą. Nie wiem jak wiele prawdy jest w tej teorii, potwierdza ją jednak popularność na scenie punk muzyki reggae (zwłaszcza roots). Transowe rytmy bliskie są jak się okazuje punkowej publiczności.
W przypadku folka, to powiązań można szukać gdzie indziej. Tradycja folkowej ballady robotniczej ma na Wyspach Brytyjskich (nie tylko oczywiście) głębokie tradycje. Dlatego też subkultura wywodząca się z środowisk proletariackich stała się w pewnym sensie spadkobiercami Ewana McColla czy Pete’a Seegera.
Związki muzyki punk z folkiem sięgają niemal początków tego stylu. Już zespół The Clash sięgał do muzyki tradycyjnej (utwór „English Civil War” ma linię melodyczną z „Whem Johnny Come Marching Home, a ich własny utwór „Loose Your Skin” – z gościnnym udziałem nieznanej mi wokalistki ma folkowy – wręcz pubowy – charakter). Z reszta Joe Stummer został po latach producentem i przez krótki czas wokalistą The Pogues.
Jednak w przypadku punk rocka na niewiele zda nam się chronologia. Wiadomo że muzyka ta pozostaje w dość głębokim undergroundzie, niekiedy tylko wychylając się na zewnątrz. Nie zmieniła się wiele od czasów gdy zespół Sex Pistols wydał płytę „Never Mind The Ballocks”. Dlatego pozostanę raczej przy zespołach i ich nagraniach, nie przejmując się zbytnio przeskokami czasowymi.
Zacznijmy od najbardziej celtyckiej z punkowych kapel. Chodzi mi o bostoński zespół Dropkick Murphys. Zespół gra radosnego punkrocka i oi, ale sporą część ich repertuaru to piosenki irlandzkie i szkockie. Można sobie posłuchać skocznych, radosnych wersji „Finnegan’s Wake”, czy innych standardów folkowych. W instrumentarium poza gitarami i zwykła rockową sekcją rytmiczną mają chłopaki skrzypki czasem dudy. Mocną stroną zespołu są covery, grają utwory zarówno The Clash, Cock Sparrer, jak i The Pogues. Nagrali również utwór („Vengeance” z repertuaru The Nips) z gościnnym udziałem Shane’a MacGowana’a. Podobno koncerty grupy są niesamowite.
Zespołem, który bardzo kojarzy się z Myrphysami najbardziej, to The Real Mackenzies. Największe wrażenia robią nagrania koncertowe. Punk-folkowy czad z dudami, kawałki takie ja „Loch Lomond” czy „My Bonnie” nabierają zupełnie innego wyrazu. To naprawdę świetna muzyka, pod warunkiem że nasze uszy są w stanie znieść jazgot ich gitar.
Oba zespoły mimo iż pochodzą Zza Wielkiej Wody dumnie obnoszą się ze swoją celtyckością, MacKenzies biegają często podczas występów w kiltach. To dość charakterystyczne dla irlandzkich i szkockich środowisk emigranckich, są nawet bardziej celtyccy od swych kuzynów z Zielonej Wyspy i Górzystej Krainy. Ale nie o poetyckich metaforach ma być ten artykuł.
Scena londyńska, która wydała choćby taki zespół jak The Pogues, może poszczycić się także mniej znanymi zespołami. Ze sceny punkfolkowej wywodzi się grupa Under The Gun. Wbrew pozorom jest ona w Polsce dość dobrze znana, kilkakrotnie grali u nas koncerty, ich wydawnictwa są do nabycia na niemal każdym stoisku z muzyką punkową (mowa o wydawnictwach niezależnych). Zespół przechodził spore perturbacje ze składem i w rezultacie powstała na jego bazie grupa Tofu Love Frogs, która z tego co wiem nie pała sympatią do Under The Gun. Tofu również grali w Polsce i przyznam że są bardziej folkowi od UTG. Ostatnie występy Tofu pokazywano nawet w telewizyjnej Dwójce (razem z Deaf Sheppard i jakimś naszym zespołem góralskim, ale głowy nie dam czy Trebunie-Tutki). Tak czy owak – polecam obie grupy, w przypadku UTG zwłaszcza utwór „Sons of Witches”.
Nie tylko Amerykanie i Brytyjczycy kombinują z kolaboracją w dziedzinie punka i folka. Szwedzi z Tequila Girls również radzą sobie świetnie. Zespół ma na koncie (a jakże!) trasy po Polsce i kilka zapowiedzianych koncertów w Słupsku, z których żaden się nie odbył. Dlatego też swoją koncertową płytkę nazwali po prostu „Slupsk”. Wydane w Polsce na kasecie pierwsze demo zespołu to najbardziej folkowa z ich pozycji. Zawiera m.in. „Raggle Taggle Gypsy”. W ogóle całość bardzo kojarzy się z The Levellers. Mówię o stylistyce, nie jakiejś dosłownej inspiracji. Ostatnia płyta – „Mind Tripper” jest bardziej rockowa, lecz utwory nie zatraciły charakterystycznego dla Tequilli folkowego smaczku.
Brytyjczykami, przynajmniej z narodowości są członkowie The Ukrainians. Wcześniej część z nich grała w Wedding Present, jednak Peter Solovka zorientował się, że jego nazwisko różni się trochę od innych brytyjskich nazwisk. Odkrył muzykę i kulturę Ukrainy (i Rosji) i przełożył ją na język muzyki. Na koncert w Kijowie przyszło więcej osób niż na Michaela Jakcsona. Kiedy grali w gdańskiej „Kwadratowej” omal nie dostałem odwodnienia organizmu (z powodu szaleństw pod sceną, choć wentylacja w tym klubie to zupełnie inna sprawa). Ogólnie muzyka bardzo energetyczna, lub nostalgiczna zależnie do utworu. Zespół obecnie praktycznie nie istnieje, choć ukazało się ostatnio wydawnictwo koncertowe, ma ono charakter przekrojowy.
No i w końcu czas na Francuzów z Louis Attaque. Z mieszanką awangardowego rocka, folka i punkowej werwy wdarli się na francuskie listy przebojów. Nie siedzieli tam zbyt długo, lecz na tyle, by można było zwrócić uwagę na ciekawą muzę jaką prezentują. O samym zespole wiadomo mi na razie niewiele, ale pewnie jeszcze coś o nim pojawi się kiedyś na tych stronach. Aha, jeden z ich utworów wykonuje polski zespół The Bumpers.
Co do polskich zespołów, to schedę po The Pogues dzierżą na pewno The Bumpers i Jak Wolność To Wolność, oraz w pewnym stopniu formacja Szwagierkolaska. Jednaj w środowisku punkowym też czają się zespoły sięgające w stronę folka. Podejrzewam że pierwszą taką próbą był utwór „Woda Woda Woda” grupy Sex Bomba inspirowany przez „Podmoskiewskije Wiecziera”. Dziś mamy więcej takich grup, zwłaszcza związane ze sceną pilską zespoły Alians, Świat Czarownic, INRI czy Globtroter. Kilka innych wykorzystuje elementy folkowe sporadycznie, jak np. Pidżama Porno („Do nieba wzięci”) czy Kremlowskie Kuranty.
Niektóre z zespołów punkowo – folkowych zasługują na szersze omówienie, dlatego też powrócę do nich przy okazji pisania kolejnych odcinków „Folkowych Dróg”.

Taclem