Związki folku z muzyką rockową są dość oczywiste i nie trzeba wyjaśniać na czym polegają. Mamy przecież gatunek nazywany folkrockiem (choć nie mamy opracowanej jednoznacznej pisowni – stąd niekiedy „folk rock” lub „folk-rock”), oraz jego mutacje (choćby „rock’n’reel” czy „folk’n’roll”). Choć gatunek ten powstał w Stanach Zjednoczonych, szybko przyjął się na kontynencie europejskim. Za sprawą zespołów takich jak Fairport Convention czy Albion Band zyskał lokalny charakter i koloryt. Wielu artystów rockowych zainteresowało się ta muzyką, tworząc nową modę, początkowo na rockowe interpretacje utworów tradycyjnych, później zaś na świadome tworzenie muzyki nawiązującej do folku. Nie wprowadzam rozróżniania na muzykę pop i rock, gdyż granice są niekiedy bardzo zatarte.
Jedną z pierwszych postaci rockowego światka sięgającą po muzykę folkową był sam król rocka – Elvis Presley. Zdarzało mu się wykonywać, zwłaszcza we wczesnych latach kariery estradowej, amerykańskie „folk songs”. Późniejsze lata króla są jednak z naszego punktu widzenia stracone. Mówiąc o wczesnych latach muzyki rockowej warto wspomnieć o hicie jakim była „La Bamba” – rockowa wersja meksykańskiej piosenki ludowej w wykonaniu Richie’go Valensa. W Europie po folk sięgnęli bardzo wcześnie The Beatles. Wśród nagrań zarejestrowanych w etapie poprzedzającym debiutancki album „Please Please Me” była szkocka pieśń „My Bonnie”. Wiele lat później na płycie „Let It Be” znalazła się w formie żartu przeróbka liverpoolskiej pieśni „Maggie May”. Jeszcze później, sam Paul McCartney nagrał z towarzyszeniem szkockich dudziarzy kolejny utwór. Było to „Mull of Kentyre”.
Warto też wspomnieć o wielkim przeboju The Animals „The House Of The Rising Sun”, który jest amerykańską pieśnią folkową. Na gruncie amerykańskim znaczącą postacią był rzecz jasna Bob Dylan, jego osiągnięcia zarówno na gruncie folkowym, jak i rockowym są tak znaczne, że można by się długo spierać o przynależność artysty do któregoś z tych nurtów. Można powiedzieć, że działający z nim The Band to początek ery folkrocka. Podobnie trudno jest jednoznacznie sklasyfikować Joan Baez. Wokalistka zaczynająca od repertuaru tradycyjnego, wykonywanego przy akompaniamencie gitary, niejednokrotnie sięgała w później po rockowy repertuar, choć może nie aż tak bardzo, jak Bob Dylan.
W latach 70-tych muzyka folkowa bynajmniej nie opuściła nurtu rockowego. Już wówczas inspiracje muzyką dawną i ludową wykazywał Ritchie Blackmore. Na płytach Deep Purple pojawiały się miniaturki i motywy ludowe. Choćby słynne „Greensleaves”. Na scenę wkracza też zespół Jethro Tull. Zaczarowany flet Andersona nie zawsze musi kojarzyć się z folkiem, ale co najmniej dwa albumy („Heavy Horses” i „Songs From The Wood”) zawierają świadome nawiązania do muzyki folkowej.
W Polsce w tym czasie mieliśmy również kilka próbek łączenia folka z rockiem. Poza góralsko-rockowymi Skaldami mieliśmy Grupę Skifflową No To Co (która ze skiffle miała niewiele wspólnego), próbującą swych sił w folkrocku i zespół Dwa Plus Jeden, któremu najbliżej chyba do rockowego etapu Fairport Convention. Ten ostatni zespół nagrał zresztą doskonałą płytę (początkowo była to muzyczna ilustracja do spektaklu TV) „Irlandzki Tancerz”. Stare wiersze irlandzkie w przekładzie Ernesta Brylla i Małgorzaty Goraj posłużyły za bazę do utkania pięknej opowieści o Zielonej Wyspie. Jeszcze na płycie „Wyspa Dzieci” pobrzmiewają niekiedy irlandzkie echa. Ernest Bryll we współpracy z Katarzyną Gartner stworzył też przepiękny projekt zatytułowany „Na szkle malowane”, w którym brali udział niemal wszyscy liczący się wówczas artyści (Niemen, Rodowicz, Trubadurzy, Sipińska i wielu innych). Maryla Rodowicz do dziś swój wczesny etap kariery nazywa folkowym, niestety dzisiejszy biesiadny wizerunek artystki psuje w mej opinii magię tej nazwy. Nie daj Bóg byśmy otrzymali „Maryle Folkową”. Także inne zespoły romansowały z folkiem: Czerwone Gitary (utwór „Hosa-Dyna” na czwórce z 1966 roku), Breakout („Płonąca stodoła”), Niebiesko-Czarni (utwory inspirowane niekiedy folkiem), czy Czerwono-Czarni z Michajem Burano (kilka uroczych cygańskich melodii). Jak się więc okazuje nie byliśmy aż takim pustkowiem w dziedzinie muzyki folk.
Nieco inne podejście do mieszania folku z innymi gatunkami zaprezentował Mike Oldfield. Mimo iż wcześniej wraz z siostrą grał tradycyjną muzykę folkowa, nie można go uznać za muzyka folkowego. Jednak w jego muzyka często sięga po motywy nie tylko celtyckie, choć ta muzyka wydaje się być mu najbliższa. W najsłynniejszym „Tubular Bells” grali z nim m.in. The Chieftains, a Maggie Rilley znana jest również na scenie folkowej. Muzyce celtyckiej jest zresztą poświęcony niemal w całości album „Voyager”.
Koniec lat 70-tych to eksplozja punk rocka. Jednak związki tej żywiołowej muzyki z folkiem zostaną omówione w osobnym artykule.
Również nurt new romantic nie oparł się muzyce folkowej. Okładkę płyty „Lament” grupy Ultravox zdobi cromlech, a płyta zawiera gaelicką pieśń. Lider tego zespołu – Midge Ure – na swej solowej płycie „Breathe” dał wyraz jeszcze większej fascynacji dźwiękami ze świata Celtów.
W latach 80-tych mamy sporo odwołań do muzyki folkowej. Przyczynił się do tego m.in. zespół
Clannad, którego popularność zaczyna się w pierwszej połowie lat 80. To właśnie na ich płycie (album „Macalla”) pojawił się gościnnie wokalista U2 – Bono. Jak sam opowiada jechał samochodem, kiedy usłyszał w radio utwór „Theme From The Harry’s Game”. Anielski głos Maire Brennan sprawił że musiał zjechać na pobocze do czasu kiedy utwór się nie skończył. Zauroczenie to zaowocowało duetem z Maire w piosence „In The Lifetime” na wspomnianej wyżej płycie. Bono kilkakrotnie jeszcze otarł się o folk, choć U2 zazwyczaj nie jest identyfikowane z tym gatunkiem. Na licznych bootlegach koncertowych zdarza się czasem utwór „Springhill Mining Disaster”. Bono wkłada w ta pieśń tyle ekspresji… poza tym to niezwykła piosenka. Na koncertach zdarza się też że Larry Mullen zaczyna śpiewać, fanom udało się zarejestrować takie hity jak „The Wild Rover”, „Whiskey in the Jar”, czy „Dirty Old Town”. Ale to tylko bootlegi.
Wracając na chwilę do Clannad, na kilku płytach zespołu zagrał znany saksofonista Mel Collins, którego fani muzyki King Crimson na pewno kojarzą z karmazynową muzyką.
Coraz większa ilość wokalistów z kręgu muzyki rockowej i popowej sięgała po folkowe środki wyrazu. Niektórzy zdecydowanie jak Bob Geldof, czy The Waterboys, inni mniej, jak Tanita Tikaram (utwór „Good Tradition”), czy zespół James. Pojawiło się też wielu artystów korzystających z orientalizmów, jak choćby Ofra Haza. Dziś jednak nieliczni tylko ich pamiętają.
Należy wspomnieć, że w tym samym czasie funkcjonowała już bardzo prężna scena folkorockowa z takimi zespołami jak The Pogues czy nieco później The Levellers, które to zespoły wchodziły na listy przebojów konkurując z wykonawcami rockowymi.
Osobną sprawą jest współpraca z muzykami folkowymi. Takich przykładów również mamy sporo. Mark Knopfler, jeszcze grając w Dire Straits nagrywał również muzykę do filmów. Przy ścieżce dźwiękowej do filmu „Cal” (dramat osadzony w Irlandii Północnej) współpracował z nim znakomity dudziarz Liam O’Flynn. Naprawdę polecam tę muzykę. Zresztą Knopfler zaśpiewał gościnnie na płycie „Long Black Veil” The Chieftains (w utworze „Lily Of The West”). Zresztą muzycy rzeczonego zespołu wspierali go na solowej płycie zatytułowanej „Golden Heart”.
Gdyby zacząć wymieniać wszystkich wykonawców, którzy pojawili się gościnnie na płytach The Chieftains, lub którzy gościli ich na swoich albumach, starczyłoby materiału na co najmniej jeden taki artykuł. Skupiając się tylko na rockowych wykonawcach możemy zacząć od wspomnianej już płyty „Long Black Veil” – tam udało się Chieftainsom zgromadzić najwięcej rockowych gwiazd. Sting śpiewający gaelicki refren i angielskie zwrotki w „Mo Ghile Mear” to niebywały fenomen. Zresztą to świetny utwór. Sting and The Chieftains pojawili się również na płycie „Tower of Songs – Tribute To Leonard Cohen” (w utworze „Sisters of Mercy”). Ry Cooder (odpowiedzialny ostatnio w dużej mierze za sukces Buena Vista Social Club) pojawia się w „Dunmore Lassies”, Sinead O’Connor w piosence „He Moved Through the Fair”. Ta irlandzka piosenkarka niejednokrotnie współpracowała z Chieftainsami i robi to nadal (choćby płyta „Tears Of Stone” The Chieftains, czy ścieżki dźwiękowe takich filmów jak „Long Journey Home” czy „Michael Collins”), zaś na koncertach wykonuje piękną irlandzką „rebel song” pt. „Irish Streets & Irish Laws”. Współpracowała również z Afro Celt Sound System. Największym zaskoczeniem byli dla mnie: dinozaur rocka, bardzo popularny ostatnio Tom Jones, oraz wokalista The Rolling Stones – Mick Jagger (w „Rocky Road To Dublin” pobrzmiewa słynny riff z „Satisfaction”). Na jednej z solowych płyt tego artysty również pojawia się utwór folkowy, nie pomnę jednak co to było. Zapewniam że to nie wszyscy artyści kolaborujący z Chieftainsami.
Wróćmy na chwilę na nasze podwórko. Tu muzyka folkrockowa zdaje się ożywać, mam nadzieję że nie popadnie w stagnację, bądź nie wyprodukuje serii wtórnych produktów, jak ma to miejsce na scenie muzyki pop. Folkrockowe aranżacje pojawiają się na obu częściach „Taty Kazika” grupy Kult (z reszta zespołowi zdarzyło się „folkować” – posłuchajcie choćby utworu „Ręce do góry”). Zarówno studyjnie jak i koncertowo bardzo często pokazuje swe folkowe oblicze VooVoo. Również Szwagierkolaska mimo że jest zespołem folkrockowym składa się z muzyków najogólniej mówiąc rockowych. Warto też wspomnieć o folkowych elementach w piosenkach Anny Marii Jopek, Sixteen, czy też płycie „Oj Dana Da” Grzegorza z Ciechowa. Podobnie z działalnością folkowców z krwi i kości – mówię o Trebuniach-Tutkach – z zespołami i wykonawcami spoza folkowego światka. Z kolei barw góralskiego rocka broni zespół De Press.

Folkowych wycieczek jest dużo więcej, na pewno pominąłem kilka ważnych, czekam więc na uwagi, być może powstanie druga część artykułu o muzykach rockowych.

Taclem