Czeski country folk ma dość długą historię. A Michal Tučný jest jednym z filarów tej historii. Niekiedy nazywano go nawet królem czeskiego country. Zaczynał wprawdzie od śpiewania po angielsku, ale za namową Honzy Vyčítala z grupy Greenhorns zaczął śpiewać po czesku. Z tą grupą występował na przełomie lat 60. i 70. Grał też zespołami Fešáky, Weekend i Platan Band. Najważniejsza w jego przypadku jest jednak kariera solowa. Nagrywał z grupą, którą żartobliwie nazywano od jego nazwiska Tučňáky. Omawiana tu płyta została zarejestrowana własnie w takim składzie.
„Snídaně v trávě” to jego dziesiąty album, wydany oryginalnie w 1993 roku, obecnie wydany w formie zremasterowanej, z dodatkowymi utworami. Choć nagrania odkurzono, to słychać w nich typowe dla czeskiego country brzmienie, które bliższe jest pewnym wyobrażeniom o tej muzyce, niż autentycznemu graniu z Nashville.
Niektóre melodie na pewno wydadzą się znajome polskim fanom country. Wszak „Báječná Ženská” to nic innego jak „Good Hearted Woman” Waylona Jenningsa, pod tytułem „Spím v obilí” ukrywa się „Gone To Alabama” Mickey Newbury’ego. Tytułowe „Snídaně v trávě” to z kolei „Sea Of Heartbreak”, znane m.in. z wykonania Johnny’ego Casha. Przeróbek jest tu więcej, czasem jednak nie są to tak znane utwory, by warto było poszukiwać źródeł.
Atutem płyty są autorskie utwory, takie jak piękne folkowe ballady „Tam u nebeských bran” i „Jak chcete žít bez koní”. No i sztandarowy utwór Tučny’ego, „Poslední kovboj”, tu zagrany tylko we fragmencie.
Płyta „Snídaně v trávě” ma wszystkie wady i zalety czeskiego country. Może brakuje tu nieco instrumentalnych popisów, które często pojawiały się tam takie partie (wyjątek „Fidlej Celej Den” to bonus z innej sesji). Tu są za to fajne piosenki, choć nie zawsze fajnie zagrane. Ale wpadają w ucho, więc poznanie tej płyty to prawdziwa przyjemność.
Rafał Chojnacki
Dodaj komentarz