Pochodząca ze Sztokholmu grupa The Rockridge Brothers prezentuje nam bezpretensjonalny bluegrass z elementami hillbilly a nawet cajun. Album „Rockridge Hollerin`” to ich druga samodzielna płyta i wiele wskazuje na to, ze styl znany z debiutu nieco już okrzepł. Nie można jednak powiedzieć żeby bracia Rockridge choćby odrobinę wydorośleli. Ich muzyka nadal ma w sobie tą zadziorną, szczeniacką bezczelność, która mogła sie podobać już na „Straight Outta Rockridge!”.
Choć zespół tworzy czwórka muzyków grających na akustycznych instrumentach, na dodatek bez perkusji, to wiele utworów brzmi jakby grali tu starzy, zaprawieni w bojach punkowcy. Mogłoby się nawet okazać, że gdyby dało się zmierzyć energię drzemiącą w muzyce, to prześcignęliby wiele kapel, które mięsistymi riffami wygranymi na gitarach elektrycznych nadrabiają braki w innych dziedzinach.
Gdyby cała płyta była wulkanem energii, mogłoby to być trochę nudne. Dlatego dobrze że znalazły się tu utwory w średnich tempach, takie jak „Lazy John” i „John Brown’s March”, a nawet ballady w rodzaju „Elk River Blues” czy „Darlin Corey”.
Oprócz instrumentalnego zamieszania muzycy The Rockridge Brothers całkiem nieźle śpiewają. Najwięcej mają tu do powiedzenia grający na banjo Kristian Herner i gitarzysta Peter Frovik. Ale skrzypek Ralf Fredblad i kontrabasista Pontus Juth również dokładają coś od siebie w chórkach.
Choć zespół ten pochodzi ze Szwecji, nie ma mowy o pomyłce. Grają tu świetnie przygotowani muzycy, którzy na różnych odmianach amerykańskiego folku po prostu zjedli zęby.

Rafał Chojnacki