Już sama nazwa grupy Moragh może się kojarzyć z celtyckim graniem. Jeżeli dodamy do tego, że tytuły na płycie są w języku angielskim, a mamy do czynienia z folkową grupą z Belgii, to prawdopodobieństwo, ze usłyszymy tu coś celtyckiego, drastycznie wzrasta. A przecież nie otworzyliśmy jeszcze nawet pudełka.
Otwieramy gustowny, kolorowy digi pack, wkładamy krążek do odtwarzacza i słyszymy… bodhran. To znaczy, że jesteśmy w domu! Po chwili oprócz wokali pojawiają się również skrzypce, whistle, dudy i cała masa innych typowych dla celtyckiego grania instrumentów. Ważne jest jednak to, że większość piosenek zawartych na płycie, to autorskie kompozycje. Część z nich napisał gitarzysta i wokalista Peter Ceulemans, w kilku pomogli mu koledzy z zespołu. Są to świetne piosenki, do których chętnie się wraca, zwłaszcza że zespół wspiera Petera wokalnie i tworzy to fajne harmonie.
Śpiewane fragmenty przeplatają wiązanki tańców, czasem pojedyncze melodie taneczne wzbogacają też piosenki. Niektóre z nich napisali instrumentaliści grający w Moragh. Sprawia to, że płyta aż iskrzy się od pomysłów.
Słychać tu sporo nawiązań do irlandzkiego stylu coel nua, jednak zdarzają się też frazy, w których Belgowie udowadniają, że inspiruje ich również jazz, amerykański folk a nawet blues. To ciekawa mieszanka. Album zamyka jedyna tradycyjna piosenka na płycie, czyli „Jock Stewart”.
Muzycy tworzący Moragh, to śmietanka flamandzkiej sceny. Mogliśmy ich już wcześniej słyszeć w takich kapelach jak Urban Trad, MANdolinMAN, Setanta, Daou i Snakes in Exile. Gościnnie na płycie zagrał również Philip Masure, znany z grup Urban Trad i Comas. Każdy, kto kojarzy te nazwy, bez wahania sięgnie po tą płytę. Pozostałym musi wystarczyć nasza rekomendacja.

Rafał Chojnacki