Dla mnie to swoiste odkrycie. Dość lekka w brzmieniu muzyka folkrockowa o nieco celtyckim zabarwieniu. Powiecie że to już było ? Jasne, ale Ned Ludd pochodzą z Włoch i śpiewają w swoim ojczystym języku.
W muzyce pobrzmiewa trochę The Waterboys, nawet trochę The Pogues, lecz generalnie zespół gra swoje. To ich pierwsza płyta, wcześniej były tylko demówki i kasety.
Piosenki brzmią świeżo, po prostu rewelacyjnie, w większości to kompozycje zespołu. Wyjątek stanowią utwory „Joseph Lawther/Monique Van Der Geer” autorstwa Iana Lawthera, współpracującego z zespołem dudziarza, oraz „The Mist Covered Mountains”, tradycyjny motyw, który kończy tą płytę.
Dzięki tłumaczeniom na język Szekspira możemy doczytać o czym traktują teksty. Są typowe dla irlandzkich pubów opowieści o kobietach („Dannata Jeany” – super skrzypce!”, bardziej europejskie („Dimenticati del mendo”), czy wreszcie włoskie („Italia’91”) klimaty.
Na płycie pojawia się sporo gości, poza wspomnianym już dudziarzem mamy też chór, kontrabasistę, skrzypka i gitarzystę. Dodają blasku temu i tak już lśniącemu albumowi.
Niekiedy muzyczne podkłady kojarzą mi się z najspokojniejszymi utworami The Clash, tak jest np. w „Italia’91”, gdzie specyficznie brzmią bębny i bas. Innym razem, jak w następującej po niej miniaturze „Tiranaria”, mamy coś z muzyki klasycznej, a pierwszą, spokojniejszą częśc „Giullari” mógłby grać Jacek Kaczmarski. To z resztą jeden z najlepszych utworów, obok otwierającego płytę „Isole”.
Już po pierwszym przesłuchaniu utwory zapadły mi głęboko w pamięć, gdy wróciłem do płyty bez większego problemu rozpoznawałem kompozycje. To duży atut, świadczący o oryginalności tego co przedstawia zespół.
To nie tylko ciekawostka, aa po prostu bardzo fajna płyta.

Taclem