Kto by pomyślał że kawał bardzo solidnego, celtyckiego grania powstanie akurat w… Serbii. Stamtąd właśnie pochodzi grupa Orthodox Celts, i o ile nie wielu słyszało o nich w Polsce, to w swoim ojczystym kraju mają już od dawna status gwiazdy a na ich koncerty ściągają tłumy.
Krążek „Green Roses” światło dzienne ujrzał w 1999 roku i uchodzi w tej chwili za najlepszy sygnowany nazwą Orthodox Celts. W zasadzie nie ma się co dziwić. Serbowie, choć do Irlandii mają raczej daleko, grają muzykę z kraju zielonej koniczynki tak cholernie przekonująco, tak do bólu naturalnie, że aż ciężko uwierzyć że nie mają tam żadnych korzeni. Jeśli miałbym porównywać ich granie, od razu nasuwa się jedna nazwa: The Pogues. I to nie tylko dlatego, że na warsztat wzięli znane z ich repertuaru „Whiskey You’re The Devil”. Klimat i podejście jest naprawdę podobne, choć Aleksandar Petrović swoim wokalem nie przypomina zbytnio wyczynów Shane’a McGowana i Spidera Stacy’ego.
Podobać się mogą własne kompozycje Orthodoxów oparte na irlandzkich motywach: tytułowy „Green Roses” czy „Far Away” to kawałki najwyższej próby – porywające, dynamiczne, zagrane z pazurem ale i naturalną swobodą. Urzekają świetnie grające skrzypce, również użycie wszelkich piszczałek zasługuje na uwagę – dodają one muzyce Serbów ciekawego smaczku.
„Green Roses” w ogólnym rozrachunku to płyta bardzo przyjemna i naprawdę urokliwa. Lubię zespoły które na swoich krążkach są naturalne i prawdziwe, w których muzyce słychać prawdziwą radość grania. Właśnie takim zespołem jest Orthodox Celts i spodobać powinien się on wielu – tym którzy siedzą w muzyce celtyckiej od dawna, ale także tym którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tymi dźwiękami. Gorąco polecam. Świetny rozgrzewacz na zimowe wieczory.

Marcin Puszka