W zeszłym tygodniu miałem przyjemność recenzować wydaną rok temu pięcio utworową EP Czechów z Pipes And Pints. Teraz trzymam już w swoich łapach pełny album, zawierający 13 kawałków i aż się z tego wszystkiego zaśliniłem. Bo o ile EP odstrzelało w inny świat, to „Until We Die” totalnie masakruje. Najprościej mówiąc, celtic-punkowcy z Pragi pomnożyli razy 3 to co było na EP. I wyszło fantastycznie.
Płytę co prawda zaczyna nieco przydługawe intro, ale już drugi numer, „Let’s Go” to rasowy kopniak między oczy. Jeszcze więcej punkowo-hardcore’owej energii, jadu, agresji, szybkości. I oczywiście rewelacyjnie brzmiących dud. Vojta wygrywa świetne melodie – raz są one zawadiackie i skoczne, innym razem nieco bardziej nostalgiczne, poruszające. Echa Dropkick Murphys i The Real McKenzies pobrzmiewają tu niemal na każdym kroku. Oczywiście nie ma tu mowy o odgrzewaniu kotletów – choć muzyka ewidentnie bazuje na wzorcach zza oceanu, to jednak Pipes And Pints mają swój własny, ciężki do podrobienia styl, który wydaje się być coraz wyraźniejszy. Dużo wnosi do sprawy charakterystyczny wokal Syco – chropowaty, zawadiacki, ale przy tym melodyjny i dobrze pasujący do prezentowanych dźwięków.
„Until We Die” zawiera kilka wielkich hitów. „When The Pipers Play” którego główną cechą jest swobodna, skoczna melodia wokół której budowany jest cały numer. Również „Heaven And Hell” – kawałek znany już z EP. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu rozpędzony celtic-punkowy hymn „Braveheart” – to jeden z takich utworów które ciężko opisać słowami. Mimo iż to niecałe 3 minuty, kawałek po prostu urzeka – swoją energią a nawet pewnym uduchowieniem (ci co oglądali film pod tym samym tytułem, po wysłuchaniu piosenki pewnie zrozumieją o co mi chodzi).
Wielkim atutem krążka jest to, że nie nuży. Od Czechów bije niesamowita energia, taki pozytywny przekaz. Słychać że zespół czuje to co gra, że bawi się muzyką, że to jest to, co oni kochają robić i że sprawia im to niespotykaną wręcz radochę.
Podsumowując, „Until We Die” to bardzo udany debiut. Słychać że Pipes And Pints to zespół z dużą przyszłością, który za kilka, kilkanaście lat może stać się gwiazdą takiego samego formatu jakim są obecnie Dropkick Murphys. Póki co, są na dobrej drodze.

Marcin Puszka

Recenzja EP Pipes And Pints z 2008 roku do przeczytania tu