Najfajniejsza okładka płyty grupy Levellers jaką widziałem. Mimo to do płyty podchodziłem z obawami. Słyszałem że to najmniej folkowa pozycja w ich dyskografii. Od razu uspokajam, że to nie do końca prawda, ale jeśli tak dalej pójdzie, to kto wie czy zdecyduję się zamieścić tu recenzję kolejnego albumu.
„Happy Birthday Revolution” – czyżby Levsi chcieli się załapać na popularność Che Gevary i Buena Vista Social Club ? No ale nie ma tu takiej muzyki, po prostu piosenka opowiada o kubańskiej rewolucji.
„Invisible” – dziwny utwór, trochę w ich stylu, ale nie do końca. Jakiś taki dancingowy. No i wokal Marka jest w pewnych frazach nieco przesterowany. Całość jedzie mi psychodelią Beatlesów.
Kolejny kawałek to „The Weed That Killed Elvis”. To z kolei jakby ktoś chciał oddać klimat płyty „Achtung Baby” U2. Tylko że ja nie przepadam za ta płytą. No i wreszcie wracamy do starych Levellersów. Fortepian, gitara, mandolina i kolejne instrumenty. „Edge Of The World” to jeden z moich faworytów na tej płycie. Echa starego stylu pobrzmiewają też w „Do It Again Tommorow”, z lekkimi orientalizmami, lecz również z naleciałościami jakiegoś brit popu.
Skrzypce w „Walk Lightly” pasowałyby raczej do Starego Dobrego Małżeństwa niż do Levellersów, piosenka dość spokojna, ale daleko jej do balladowych hitów grupy. „Voices on the Wind” piosenka sama w sobie bardzo levellersowa i ogólnie fajna, ale wykonanie (zwłaszcza wokal i coś co hałasuje) zupełnie nie do przełknięcia.
Musze poszukać wersji koncertowej. „Sold England” utwór trochę nijaki, brakuje mu czegoś, a może czegoś jest za dużo ? Chórki? Ładne głosiki i jeszcze jakieś „uuu” w tle w zwrotkach. O co chodzi ?
„Modern Day Tragedy” – ja przewijam, nie da się słuchać.
No i znowu to co lubię – „Dreams”. Nie można takich płyt nagrywać ? Utwór nie jest doskonały, ale dużo powyżej średniej. W „61 Minutes od Pleading” znów mamy echa muzyki dotąd Levellersom obcej, jednak wracają też na swoje podwórko.
Z kolei „Red Sun Burns” to świetna folkowa (!) ballada. Jeśli ktoś nie chce słuchać całej płyty, niech poszuka chociaż tego kawałka (no i może jeszcze kilku innych). Na zakończenie „Gold and Silever”, też dobry otwór, zalatuje trochę solowymi dokonaniami Boba Geldofa, ale to akurat nie zarzut.
Reasumując płyta dziwna. Nie polecam w całości, ale są kawałki, których cieszę się że nie przegapiłem.
Taclem

Dodaj komentarz