Jak przystało na zespół z okolic Quebecku piosenki zaśpiewane są po francusku. Właściwie można by rzec że to muzyka folkrockowa, i byłaby to prawda, lecz jednocześnie spore uproszczenie. Jest tu miejsce na jazz, ragga i inne wpływy. Niekiedy tradycyjne słowa piosenek ozdobiono nowymi melodiami, innym razem zaaranżowano je tylko inaczej.
O możliwościch grupy możemy przekonać się już od samego początku albumu. Utwory „Jobber” i „Chevre” mogłyby grać dwie różne kapele. Pierwszy z nich to jazz-rockowe ragga, drugi zaś to typowy folk-rockowy taniec celtycki z odrobiną orientalizmów na dodatek.
„L’Autre Monde” to przykład tradycyjnej piosenki z nieco zmodernizowaną melodią. W rezultacie uzyskujemy utwór z pogranicza bretońskiego folku i ska. Gdybym usłyszał niektore utwory Les Batinse w radio nie powiedziałbym nigdy że to piosenki ludowe. A w większości tak jest. W piosence „14 36” nawet kiedy pojawiły się skrzypce miałem wątpliwości. Ale notka we wkładce stwierdza jednoznacznie że słowa i muzyka są tradycyjne. Przy okazji tego niezwykle łagodnego utworu warto zwrócić uwagę na niesamowita melodyjność języka francuskiego. Co prawda dialekt z Quebecku ponoć nieco się różni od tego czego uczą w szkołach, ale nie jestem niestety znawcą tego języka i nie wyłapałem różnic.
Kontrastem dla spokojnego „14:36” jest „Jo montfarlow”, piosenka w średnim tempie, ale dość energetycznie zaaranżowana. Bardzo fajnie brzmi tam saksofonowa solówka.
Instrumentalny „Le coq” to funky-folk pełen zaskakujących pomysłów. Przyznam że bardzo lubię kiedy z tradycyjnych, niekiedy dość prostych (nie mówię że zawsze) melodii ktoś potrafi wyczarować coś tak oryginalnego.
Urocza piosenka „Le meunier et le forgeron” ozdobiona jest niepokojącymi, niemal jazz-rockowymi wstawkami, zaś „Germine” jest utrzymana w onirycznym, lekkim i zwiewnym klimacie.
Nie wiem jak jest z tekstem, ale zarówno melodia, jak i klimat utworu „Oremus” kojarzy się nieodparcie z… mszą. Zaś piosenka „Anticosti” mogłaby zostać w taki sposób nagrana choćby przez grupę Malicorne. Surowe, nieco mroczne brzmienie pasowałoby właśnie do tej grupy. Melodia „L’beu” to już powrót w folk-rockowe regiony, nieco w klimacie Tri Yann, choć póżniej klimat nieco się zmienia i muzyka podąża z Bretanii wyraźnie na południowy wschod, by zagniezdzić się gdzieś w klimatach klezmerskich.
„Blanc sein” to znów klimaty bretońskie, druga połowa płyty zdaje siębyć znacznie bardziej folk-rockowa, niż pierwsza, wypełniona różnymi kombinacjami.
Płytę kończy punk-folkowy „Parcometres”, świetna piosenka z tradycyjną melodią, niamal wykrzyczana przez wokalistę. Po niej następuje 85 czterosekundowych fragmentów ciszy i jeszcze króciutka zabawna piosenka a capella.
Ciekawa płyta, pełna zaskakujących elementów. Naprawdę niezły klimat i sporo żywiołowego grania.
Taclem

Dodaj komentarz