Długo zabierałem się do napisania recenzji tej płyty. Niby z jednej strony nie jest to album trudny, z drugiej jednak niełatwo napisać o nim, nie popadając w banały. „Szepty z dalekich stron” Pawła Leszoskiego i grupy DNA, to jedna z najciekawiej zapowiadanych płyt na naszej rodzimej scenie szantowej. Szumiało o niej w środowisku już na kilka tygodni przed oficjalną premierą. Mówiło się, że to „polski Tim O`Brien”, że „najlepiej brzmiąca płyta folkowa”… i tak dalej. Wydaje mi się jednak oczywiste, że takie łatki potrafią czasem wyrządzić więcej szkody niż pożytku, dlatego też zastanawiałem się jak napisać o tej płycie bez używania odnośników. No może z jednym wyjątkiem, ale sprawę tę załatwie na wstępie i będziemy ją mieli z głowy.
Nad „Szeptami z dalekich stron” unosi się wciąż niewidzialna ręka Andrzeja Koryckiego. Nawet gdybym nie wiedział, że przez wiele lat był on nauczycielem i mentorem Pawła, to czasem, zwłaszcza w głosie wokalisty, wychodzi współpraca z tym artystą. Podobne frazowanie, podobna intonacja – to słychać. Są jednak momenty – i jest ich całkiem sporo – gdzie Paweł jest sobą. I to znacznie lepsze rozwiązanie – jeden Andrzej Korycki wystarczy.
Wróćmy jednak wreszcie do płyty. „Szepty z dalekich stron” mają bardzo fajne, nieco amerykańskie brzmienie (elementy bluesa, bluegrass, nawet troszkę americany), chociaż nie da się ukryć, że mimo szerokiego instrumentarium i zaproszonych licznych gości nie mamy tu zbyt wielu muzycznych szaleństw. Nie ma powalających solówek banjo czy mandoliny. Jedynie Tadeusz Melon, skrzypek grupy Zejman i Garkumpel troszkę poszalał, choćby w „Wietrznej bosanowie” czy w „Florze z Louisville” ale nie jest to tak stylowe granie, jak mogłoby być.
Po kolejnym przesłuchaniu płyty doszedłem do wniosku, że Paweł jest autorem najlepszej bossa novy jaką znam. Nie przepadam za tym gatunkiem, a „Wietrzna bosanowa” mnie urzekła.
Doskonale wypada tu tradycyjnie folkowy repertuar, choćby „Flora z Louisville” czy „Molly”. Ostatnia z tych piosenek to potencjalny szantowy przebój. Udział w nagraniu Henryka Czekały („Szkota”), lidera Mechaników Shanty, powoduje, że nagranie to staje się rarytasem również dla fanów tej popularnej grupy. Z resztą na „Szeptach z dalekich stron” znajdziemy więcej Mechaników, a Piotr Ruszkowski stanowi obecnie jeden z filarów towarzyszącej Pawłowi grupy DNA.
Autorskie piosenki Pawła też mają jednak sporo charakteru, oprócz wspomnianych warto też zwrócić uwagę na „Kołysankę dla zapomnianej”, „Ragtime dla ukochanej”, „Maleńką łza” czy „Wspomnienie o rybaku”.
„Ragtime dla ukochanej” to dodatkowo świetnie zaaranżowana piosenka, ma fajny feeling i rozwija się bardzo ładnie. Ciekawe rzeczy, zwłaszcza muzyczno-wokalne, znajdziemy też w „Spacerze”. Tekstowo z kolei wyróżnia się historia, którą opowiada „Dług”.
Na płycie nie zabrakło też nowej interpretacji standardu. Tu trafił nam się akurat „Stary bryg”, czyli jeden z szantowych evergreenów. Wybór może nie jest najbardziej trafny, ale pomysł na wykonanie grupa Pawła Leszoskiego miała bardzo dobry. Szkoda tylko, że po początkowym, bardzo klimatycznym wstępie, utwór wchodzi w bardziej biesiadne tory.
Jeżeli Paweł nie zejdzie z z drogi obranej na tym albumie, to jego muzyczna egzystencja na scenie szantowej może się okazać bardzo ożywczym elementem. Brakowało takiego głębokiego oddechu. Na dodatej jest to płyta fajnie wyprodukowana, miło się jej słucha. Czegóż więc chcieć więcej? Ano chyba tylko kolejnych nagrań.

Taclem