Częstochowska formacja Drake urzekła mnie kiedyś swym koncertem. Dobrze pamiętam solidne folkowe granie, proste, choć bardzo dobrze napisane teksty i pasujący do takich możliwości wokal – mocny i twardy. Już sama nazwa zespołu kojarzy się z twardym, żeglarskim życiem, któremu patronuje legendarny angielski admirał.
Album otwierają balladowe dźwięki, pierwsze takty „O chłopcu, co się morza trochę bał” mają charakter portowej ballady, później jednak cała muzyczna machina rusza z kopyta. Takiej piosenki nie powstydziliby się nasi szantowo-folkowi klasycy, doskonale sprawdziłaby się choćby w repertuarze Mechaników Shanty. Jednak już „Gdzie się kończy świat”, to piosenka na tyle nietypowa , że najwyraźniej jest to już zalążek własnego, bardzo wyrazistego stylu. To bardzo ważne, żeby już na pierwszej płycie zespół zaczał pokazywach swój charakter. Drake`om dobrze się to udało. Ta autorska kompozycja to jeden z najciekawszych utworów na płycie.
Szybki, doskonały na koncerty „Hell And Be Damned Skipper”, to z kolei nieco słabszy moment. Z jednaj strony mamy folk z elementami bluegrass, jednak utwór kładzie nie najlepszy tekst. A szkoda, bo muzycznie jest bardzo interesująco, pojawia się nawet cytat z „Run Runaway”, którego melodia zamyka płytę.
Tytułowy „Talizman” jest po prostu piękny. To folkowe granie w stylu, który bardzo lubię – zawsze wpadały mi w ucho takie melodie. Co ciekawe pierwszą część tego utworu już kiedyś słyszeliśmy – poszukajcie go na „Pytaniach” grupy Tonam & Synowie. Dalej przechodzimy do instrumentalnego tematu „Rights of Men” i piosenki napisanej na motywach „Bedlam Boys”. To zestawienie oparte jest na motywach aranżacji szkockiej grupy Old Blind Dogs – to oni jako piersi zestawili ze sobą te dwa motywy. Aranżacja zespołu Drake jest inna, stawiają na nieco inne emocje, robią po prostu ten zestaw po swojemu. I dobrze, nie można bowiem w tym momencie mówić o odtwórstwie.
Kolejny autroski utwór zatytułowany jest „Regatowy”. Jak na współczesną kompozycję napisaną przez Polaków, to w muzyce sporo jest bluegrassu. To plus. Drugi plus, to bardzo dobry tekst. Do tego dochodzi świetny, dynamiczny klimat utworu. Rewelacja.
„Latarnik” to też produkcja zespołowa. Mimo folkowego brzmienia sama kompozycja przypomina raczej balladę rockową. Nie jest to zarzut, takie melodie dobrze wpływają na różnorodność albumu.
Podróżując po kolejnych utworach docieramy do pierwszego coveru. „Dalej chłopcy”, to nic innego, jak znana piosenka Shane`a MacGowana „If I Should Fall From Grace With God”. Akustyczna wersja melodii granej oryginalnie przez The Pogues wyszła ciekawie, a na dodatek jest miłym prezentem dla każdego fana tej angielskiej grupy.
Wraz z utworami „Szum oceanu” i „Navigare necesse est” wracamy do autorskich kompozycji. Oszczędna, ale bardzo ciekawa aranżacja to klucz do sukcesu pierwszej z tych piosenek. Druga zaś, to folkowa ballada, która zdaje się delikatnie płynąć i sączyć do uszu słuchacza.
Drugi cover, to zamykający płytę „Wicher statek gna”, będący wspomnianą już piosenką „Run Runaway” z repertuaru glam rockowej grupy Slade. To wyjątkowo często używany motyw na polskiej scenie, zwłaszcza że sama melodia to dalekie echa szanty „South Australia”. Jednak na zakończenie płyty taki szybki utwór doskonale się nadaje.
Mam nadzieję, że kolejne produkcje grupy Drake nie będą ustępowały tej płycie. Jak na warunki zespołu debiutującego jest to rewelacja. Nawet gdyby tą płytę nagrał zespół od lat występujący na scenie, to nie miałby się czego wstydzić. Jeśli jednak miałbym na coś zwrócić uwagę zespołu, to byłyby to teksty. W większości są dobre, ale czesem zgrzyta w nich dysonans pomiędzy prostotą rymów i wyszukanymi przenośniami. W momencie kiedy te dwa elementy spotkają się w jednym utworze, tekst przestaje być wiargodny. Liczę jednak na to, że Paweł Hutny i Sławek Bielan nabiorą wkrótce pisarskiej wprawy i na następnej płycie nie będzie nawet takich, mało znaczących wpadek. Bo na kolejną płytę już czekam z niecierpliwością.

Taclem