Zaczyna się od mojego, jak dotąd, ulubionego utworu z całej tradycji Skandynawii. „Herr Mannelig” to wspaniały utwór, przesycony atmosferą północy. Co prawda to nie wykonanie Garmarny jest moim ulubionym, ale to również jest świetne.
„Vanner Och Frander” pełen rockowych smaczków, choć niewątpliwie folkowy utwór. Świetnie współgrające wokale to jeden z silnych atutów zespołu. Radosny klimat „Halling Fran Makedonien” kojarzy mi się nieco z naszymi melodiami góralskimi. Kto wie, może nasza muzyka miała ze sobą więcej wspólnego niż podejrzewamy. Szwecja w końcu nie leży tak daleko, a zdarzały się odwiedziny sąsiadó z Północy. W kolejnych utworach: „Min Man” i „Varulven” czuć wyraźnie powiew zimnego nordowego wiatru. Niesie on zaśpiewy i dźwięki muzyki. Niesamowity wokal Emmy Hardelin zdaje się być jeszcze jednym solowym instrumentem.
„Hilla Lilla” zaczyna się spokojnie, ale co jakiś czas niepojące napięcie daje o sobie znać w mocniejszych partiach instrumentów. Wyraźnie słychać że również sekcja rytmiczna to as w rękawie Garmarny.
Niekiedy bardzi zastanawiające dla słuchacza mogą być tempa w jakich grają muzycy. Tak jest i przy „Drew Dusnaar – Idag Som Igar”, jest to zlepek dwóch utworów, łączy je właśnie owo dziwne tempo.
„Njaalkeme” to transowy kawałek oparty na rytmie, pod koniec dopiero pojaiwa się zawodzący wokal i instrumenty.
Historię opowiedzianą w balladzie „Herr Holger” znałem z kolei ze starej wersji Szkockiej.
Tytułowa ballada „Guds Speleman”, czyli „muzycy bogów” kończy album. Wielbicieliom muzyki skandynawskiej nie musze go polecać, ale wszystkim innych, zwłaszcza tym, którzy nie znają dźwięków północy – polecam serdecznie.

Taclem