Kiedy dostałem do ręki płytę z okładki której spogląda na mnie leciwa dama, być może starsza od mojej babci – nie byłem zachwycony. Podejrzewałem że to jakiś szkocki odpowiednik Ireny Santor. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko Irenie Santor, ale zapraszanie jej jako gościa na etniczny koncert festiwalu w Sopocie uznałem niegdyś za sporą pomyłkę.
Tymczasem jednak owa leciwa dama nazwiskiem Flora MacNeil zaskoczyła mnie nieco. Śpiewa ona tu piękne gaelickie pieśni. Z resztą nie tak zupełnie mi obce, sięgali już po nie tacy wykonawcy jak Capercaillie czy Clannad. Wszystkie aranżacje śpiewanych a capella pieśni dokonane zostały przez panią Florę, w niektórych momentach wspiera ją grająca na harfie córka – Maggie MacInnes.
Zgodnie z tym co sugeruje wydawca właśnie pieśni odkrywane w ciągu 50 lat scenicznej działalności wokalistki zainspirowały innych, młodszych wykonawców. Musi to być prawda, gdyż podobieństwo linii melodycznej (aranżowanej przecież właśnie przez ową wiekową już dziś wokalistkę) do tego co śpiewały w swoich zespołach Maire Brennan i Karen Matheson jest dość duże.
W przypadku „Orain Floraidh” mamy do czynienia z czymś w rodzaju składanki, jednak nie jest to składanka zwykła. Wybrano tu piosenki, które Szkotom najbardziej kojarzą się właśnie z tą wykonawczynią. Jest to więc coś w rodzaju sprecyficznego „The Best of…”.
Sporą pomocą w przypadku tej płyty jest wkładka. Wokalistka wyjaśnia w niej okoliczności poznania części utworów, ale co ważniejsze mamy tam anglojęzyczne tłumaczenia tekstów, co pozwoli większej ilości ludzi zrozumieć pieśni śpiewane przez Florę MacNeil.

Taclem