Donnie Munro to przede wszystkim charakterystyczny głos grupy Runrig, tym razem w trzeciej odsłonie solowej. Charakterystyczne, bardzo miękkie tony, dobrze znane vibratto – to właśnie wizytówka tego szkockiego wokalisty.
Szczerze móiąc nie wiedziałem nawet, że Donnie od wielu lat nie gra już w Runrig. Zawsze wiązałem go z tą grupą. Jego solowe występy z The Donnie Munro Band biją za to rekordy popularności w Niemczech, gdzie artysta sporo koncertuje.
Płyta zaczyna się od pięknej ballady tytułowej. „Heart of America” zapowiada nam tematykę całego albumu, poświeconego z jednej strony emigracji za Wielką Wodę, z drugiej zaś wojnie w Iraku i czasom jak najbardziej współczesnym.
Dominują tu spokojne nagrania, czasem romansujące nieco z rockiem progresywnym. Mimo że całość może się kojarzyć ze starą formacją Donniego, to jest tu mniej popu, niż w Runrig. Być może jest to zasługa świetnych muzyków z którymi wokalista współpracuje, m.in. Blaira Douglasa, Duncana Chisholma (na co dzień w folk-rockowym Wolfstone) czy Frasera Fifielda.
Szczerze mówiąc wolę nowe nagranie Donniego, niż kolejne płyty Runrig, na których więcej odgrzewanych przebojów, niż rzetelnego grania.

Taclem