Susane pięknie gra na skrzypcach i równie pięknie śpiewa, choć to ostatnie czyni rzadko. Na dodatek wykonuje muzykę norweską – tradycyjną i współczesną – w bardzo ciekawych aranżacjach.
Album otwiera dość ascetycznie, ale ciekawie zagrany mazurek. W pewnym sensie stanowi on kwintesencję całego klimatu albumu. Możliwe, że gdybym znał wcześniejsze albumy Susanne Lundeng, to „Drag” nie robiłoby na mnie takiego wrażenia. Ale bez przygotowania na te dźwięki zostałem po prostu zmuszony do wsłuchiwania się w płynące powoli i leniwie nuty. Zauroczyły mnie kompletnie.
Niemałą rolę odegrali tu zapewne muzycy sesyjni. Gra tu na przykład świetny kontrabasista – Stan Poplin, na co dzień będący muzykiem grupy Ford Blues Band. Na jego gre zwróciłem uwagę przy utworze „Polsdans” i później już wsłuchiwałem się w kontrabas z uwagą.
Bardzo ciekawie dzieje się też w „Halling”, gdzie nagle pojawia się perkusja. Nie jest to jeszcze typowe folk-rockowe granie, ale świetnie wibruje, nadając barowo-jazzowego charakteru prawdziwie folkowej kompozycji. Dopiero druga część, kojarząca się z polką nabiera bardziej rubasznego kształtu. Jazz powraca do nas w „Brurmarsj”.
Inną ciekawostką jest tu wariacja na temat irlandzkiego reela, zatyrułowana „Ril”.
„Drag” to płyta piękna, inaczej trudno ją opisać. Jest stonowana i spokojna, mimo kilku szybszych momentów wciąż tchnie powagą i przemyślaną koncepcją grania.

Taclem