Rzadko zdarza mi się recenzować demówki, jednak w tym przypadku czynię to z przyjemnością.
Dun An Doras są kapelą z południa, choć brzmienie mogłoby sugerować południową Irlandię, tak jednak nie jest. Grupa pochodzi z Czech. Rzeczywiście trudno w to uwierzyć. Śmiem twierdzić że żadna z polskich kapel grających po celtycku nie brzmi tak „irlandzko”. Na dodatek inspiracji Czechów szukać należy w nowoczesnej muzyce tradycyjnej.
Słyszałem porównanie Dun An Doras do irlandzkiej Lunasy, całkiem słuszne, jeśli chodzi o brzmienie i patenty muzyczne, ja natomiast dorzuciłbym jeszcze może grupę Danu, a w warstwie rytmicznej stare Old Blind Dogs.
Płyta brzmi dobrze, właściwie nie jak demo, a jak materiał nadający się na sklepowe półki. Dzięki dobremu brzmieniu możemy wsłuchać się zarówno w melodyjne partie fletów i skrzypiec, jak i w ciekawe klimaty basu i instrumentów perkusyjnych, które mimo iż schowane nieco z tyłu dodają właśnie bardzo fajnego klimatu. Całości brzmienia dopełnia nieźle brzmiąca gitara.
Na koniec zostawiłem absolutną rewelację – wokal. Wokalistka nie tylko śpiewa jakby urodziła się na Wyspach, ale ma też świetny głos, który kojarzy mi się trochę z Mairead Ni Mhaonaigh, a trochę z Trioną Ni Dhomhnaill. Cztery piosenki: „Wild Goose”, „Llama’s Fair”, „A Ballad” i „Canta mina companeira & Danza de Santana” nabierają za zasługą jej głosu niesamowitej mocy. Zwłaśzcza dotyczy to kompozycji pod tytułem „Canta mina companeira & Danza de Santana”, której tajemniczy klimat budują tylko wokale i bębny.
Zarówno zespół jak i materiał zasługują na uwagę, jedyną wadą może być to że materiał jest dość krótki, ale pamiętajmy że ty tylko demo.

Taclem