Stary Olsa to zespół, który niejednokrotnie gościł w Polsce, przełamując bariery pomiędzy nami a narodem białoruskim. Dotąd kojarzyłem go raczej z surowszym brzmieniem koncertowym, tymczasem album wydaje się być wyjątkowo mroczny i to już od pierwszego utworu („Zaklyacce”). Instrumentalna „Balada” wprowadza nas głębiej w świat muzyki dawnej, ale brzmienie wciąż pozostaje raczej w ciemniejszych barwach.
Urozmaicony wilczymi „śpiewami” utwór „Laddzya” pozostawia nas w tym samym kręgu brmzień, choć jest dużo spokojniejszy, wyciszony i piękny. Dalsze łagodzenie klimatu, chociaż wciąż z nutką niebezpieczeństwa mamy w melodii „Pir”. Melodie są dość krótkie, szybko się zmieniają i czasem aż trudno się połapać którą z szesnastu właśnie słuchamy.
Niekiedy, jak w utworze „Imja” wydawać się może, że mamy do czynienia z białoruską wersją utworów, które inspirowały Dead Can Dance przy płycie „Aion”. Nie wiem, czy muzycy Starego Olsy znają tą płytę, ale to całkiem możliwe. Z kolei utwory takie, jak „Legenda” mogą się kojarzyć naszym rodzimym Open Folkiem z okresu płyty „Bretonstone”.
Bez względu na to czy zespół gra stare białoruskie melodie, czy też własne kompozycje całość płyty brzmi bardzo ciekawie. Pozostaje więc mieć nadzieję, że w ślad za Starym Olsą przyjadą do Polski kolejne kapele ze wschodu.

Taclem