Zanim album ten do mnie dotarł ktoś zwrócił moją uwagę na spory progres, jaki zaszedł w ostatnim czasie w grupie Horpyna. Pamiętam fragmenty albumu „Hoca-Drała” i w porównaniu z „Folk&roll” był to album po prostu słabszy.
Bardzo wyraźnie słychać, że Horpyna próbuje znaleźć własne brzmienie, stąd dęciaki w składzie. Podejrzewam, że chodzi też o to, by nie być zbyt blisko The Ukrainians. Jeśli tak miało być, to się udało. Jest ska, trochę polskiego bluesa, a nawet rock w klimatach starego Kultu. Czasem jest ciężej, początek „Nese Hala Wodu”, to niemal brzmienie Hoven Droven. Całość składa się na bardzo udany krążek, doskonały na imprezę i do posłuchania na mieście.
Dobrze by było, jakby grupa popracowała jeszcze nad jednym elementem swej muzyki – mowa tu o perkusji. Generalnie nie jest z nią źle, nie jest to poziom remizy. Ale przydałoby się czasem zagrać coś bardziej lekkiego, może nawet nie wyszukanego, ale mniej schematycznego. Wówczas będzie rzeczywiście świetnie.

Taclem