„Missa” to przede wszystkim płyta bardzo odważna i to przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy z nich, to temat, z jakim postanowił zmierzyć się zespół Perły i Łotry. Muzyka gospel i spirituals to bardzo rzadkie tematy na polskich scenach, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że zespół ten pochodzi ze sceny szantowej. Owszem, zdarzały się tu już historie z wykonywaniem konkretnych piosenek w tej stylistyce, ale programu takiego jak „Missa” jeszcze nie było. Część płyty, to tytułowa msza, później zaś mamy do czynienia z kilkoma popularnymi gospelami.
Druga kwestia, która była pewnie wciąż obecna w głowach muzyków podczas pracy nad tym albumem, to popularna wśród słuchaczy kaseta „By The Waters”, na której wiele lat temu zespół Ryczące Dwudziestki zmierzył się z repertuarem gospel. Cień tamtej kasety nie przesłonił jednak Perłom własnego projektu.
Część mszalna bazuje w wielu miejscach na współczesnej muzyce sakralnej, m.in. na „Mszy góralskiej” Tadeusza Maklakiewicza z tekstami Adama Pacha. Oczywiście wszelkie aranże napisał na nowo jeden z członków grupy – Adam R. Saczka. Pasują one bardzo dobrze do reszty płyty, a jednocześnie brzmią dość oryginalnie.
Bardzo ciekawie brzmią też perłowe wersje kanonów, wśród których pieśni z Taize sąsiadują z melodią protestancką i tradycyjnymi melodiami katolickimi. Sprawia to, że w warstwie duchowej album staje się bardzo ekumeniczny.
Ciekawe jest też to, że większość pieśni mszalnych wykonana jest po polsku, do oryginalnych melodii dopisano tłumaczenia, lub dopasowano odpowiednie fragmenty polskich modlitw.
Część gospelowa, to zmiana klimatu, choć przecież głosy pozostają te same i słyszymy, że to wciąż Perły i Łotry.
Począwszy od „Git on Bo`d” zaczyna się znacznie weselsza partia płyty, to prawdziwe pieśni sławiące chwałę Pana. Trudno przecież obojętnie przejść obok „Nobody Knows” i nie zanucić tej pieśni razem z wokalistami, albo przynajmniej nie postukać do rytmu.
Jak przystało na szantowców muzycy Pereł i Łotrów nie mogli zapomnieć o odrobinie morskiej soli w temacie pieśni. Otwierający całą płytę utwór „Ethernal Father” jest nieoficjalnym hymnem amerykańskiej marynarki wojennej. Z kolei piękna pieśń „Niezatapialny” doskonale łączy alegoryczną żeglugę przez życie z wiarą, przy czym Michał Gramatyka, autor tekstu świetnie wykorzystał żeglarską terminologię, tworząc z tej pieśni coś na kształt morskiej modlitwy. Tytuł „Deep River” również wydaje się należeć do tej „mokrej” części repertuaru. To jedyna piosenka, w której Perły mierzą się z utworem wykonywanym wcześniej przez Ryczące Dwudziestki. Wykonanie jest zupełnie inne, na dodatek połączono je z inną, szaleńczo piękną pieśnią „Roll Jordan Roll”.
Jednak najlepsze kawałki na płycie, to (o dziwo!) autorskie piosenki, napisane przez Adama R. Saczkę i Michała Gramatykę. Jest to dla mnie spore zaskoczenie, gdyż cały repertuar jest co najmniej przyzwoity i dobrze zaśpiewany. Przez moment nawet zastanowiłem się co by było, gdyby całą płytę o takiej tematyce wypełnił zespołowi repertuar autorski. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że nie ma co ulepszać na siłę dobrego pomysłu. Bo pomysł jest dobry, wykonanie też, a tendencje do polepszania mogłyby niejedno tu zepsuć. A tak zostaje nam płyta, której można wielokrotnie słuchać, dość zróżnicowana i – jak już wcześniej napisałem – bardzo odważna.
Aha! Polecam serdecznie utwór bonusowy, którego trzeba szukać pod koniec płyty. Krótki, ale bardzo sympatyczny.

Taclem