Przyznam szczerze że kiedy w moim odtwarzaczu zagościła płyta młodej angielskiej formacji Dansaul, zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Na dodatek większość tytułów nic mi nie mówiła, poza tradycyjnym „Jack Tar” (na otwarcie) i „1952…” Richarda Thompsona (gdzieś w środku). Tymczasem otrzymałem świetną porcję rzetelnego folk-rocka.
Powodem dla którego tytuły nic mi nie mówiły był fakt, że Dansaul wykonuje niemal wyłącznie własne kompozycje. Już niejednokrotnie podkreślałem że uważam to za niemały atut na korzyść kapel folkowych. Tu nie mamy folkowych standardów.
Rockowa strona Dansaul jest dość lekka, dzięki czemu płyta wydaje się dość zwiewna. Brzmienie zaś jest czyste i klarowne. Pozwala to wsłuchać się w ciekawe kompozycje z pogranicza folku i rocka.
Zespół lubi mieszać utwory instrumentalne z piosenkami. Jeśli dodam że dochodzi do tego ciekawe instrumentarium (oprócz standardowych instrumentów folkowych mamy: różne mandoliny, dulcimer, melodeon, akordeon diatoniczny, udu, djembe, darabukę, obój i inne) i niebanalne wokale (momentami miałem wrażenie że pobrzmiewa tu Sting), stanie się jasne że mamy do czynienia z bardzo obiecującym zespołem. Mam wrażenie że Dansaul może być dla muzyki brytyjskiej tak ożywczym tchnieniem jak Dervish dla muzyki irlandzkiej.
Widać że zespół lubi bawić się tym co gra. Folkowym purystom polecam więc sięgnięcie po cover Richarda Thompsona, ciekawe jak go odbiorą, bo mnie podoba się bardziej od oryginału.
Mało prawdopodobne jest znalezienie tej płyty w sklepach, tym chętniej podaje jak ją znaleźć.

Taclem