Poprzednia płyta grupy Celtus zdobyła sobie w naszym kraju sporą popularnośc. Byłem tym mocno zdziwiony, biorąc pod uwagę niewielki nakład w jakim ta płyta znalazła się u nas w dystrybucji. Mój egzemplarz gdzieś zniknął… ale taraz mamy drugi album braci McManus, co dowodzi że nie jest to projekt chwilowy.
Celtus romansuje z elektroniką, ale robi to w inny sposób niż popularne kapele world music, czy choćby szkockie Shooglenifty. Więcej tu tajemniczości i mrocznego klimatu. W tym kierunku Celtus zbliża się do niektórych dokonań Clannadu.
„What Goes Around” można nazwać właściwie techno-folkiem, mamy tu bodhran w rytmie funky,a wszystko to osnute celtycką melodią. Wspomniany wyżej tajemniczy klimat dominuje w pięknej balladzie „Breathe”, oraz w „Angel”. Powrót to celtic-funky (tak określano niegdyś Capercaillie) przynosi „Jigsaw” – tytułowa układanka to mariaż muzycznych stylów. Utwór jest raczej zabawą dla muzyków, niż dla słuchaczy. Przynajmniej dla mnie był troszke zbyt udziwniony.
„Changes” to singiel wykrojony z płyty na potrzeby rozgłośni radiowych. Jakoś nie słyszałem go w polskich radiach, a szkoda, może wówczas znalazłby się polski wydawca „What Goes Around”.
Bardzo fajny jest też utwór „Live Again”, choć rytmika taka jak ta nie należy do moich ulubionych, mamy tu do czynienia ze świetnymi partiami zagranymi na uilleann pipes.
„Liberate” to celtycki rap. Takie próby już bywały, ale są na tyle rzadkie że z zainteresowaniem słucha się kolejnych tego typu interpretacji.
Bardzo ładna jest też zamykająca płytę instrumentalna kompozycja „Departure”.
Stylistyka Celtusa nie zmieniła się zbytnio od poprzedniej płyty. Wiadomo że nie spodoba się ona purystom, ale raczej na pewno będą z niej zadowoleni miłośnicy nowinek i brzmień podobnych do Hevii czy Dao Dezi.


Taclem