Niemiecko-rosyjska formacja Apparatschik prezentuje swój drugi album, zatytułowany „Aurora”. jak wiemy jest to nie tylko żeńskie imię, ale też nazwa znanego krążownika. Dlatego też na okładce mamy dziewoję – nieco w stylu tych, jakie malowali niegdyś na samolotach amerykańscy żołnierze, ale bardziej przaśną, słowiańską – oraz dwie lufy.
Muzyka zawarta na tej płycie bardziej kojarzy się z wojskowym drylem, nic dziwnego, ze zaczyna się od piosenki „Soldaty”. Być może Apparatschikom zamarzyła się sława, jaką przyniosła grupie Lube piosenka „Kombat”.
Nie brakuje tu również klimatów balangowo-alkoholowych, znanych z pierwszej płyty. Utwory takie, jak „Kiki” czy „Marusia” to świetne kawałki na zakrapiane spotkanie. Muzycy mieszają swój folk-rock z elementami z innych kultur, nie powinno więc dziwić sowieckie reggae w „Kalinushka” czy ska w „Krutschkin”. Są też nostalgiczne ballady np. „Pod Oknom”.
Wszystkie teksty na płycie są tradycyjne, w muzyce gdzieniegdzie grzebano, ale też dominują tematy uznawane za ludowe. Mimo militarystycznego i wielko-radzieckiego image`u grupa ta brzmi wciąż bardzo sympatycznie, przypominając czasem The Ukrainians (z resztą „Marusia” w innej aranżacji jest też grana przez tą grupę), a innym razem nawet Boban Makovic Orchestar (pewnie przez pojawiające się czasem dęciaki). „Aurora” sprawia wrażenie płyty dojrzalszej, niż wcześniejszy album, dobrze rokuje to Apparatschikom na przyszłość.

Rafał Chojnacki