Postanowiłem powychwalać trochę jedną ze swoich ulubionych płyt. Jak już kiedyś wspominałem w temacie „Capercaillie” próżno wymagać ode mnie bezstronnej oceny. Całe szczęście ten album zyskał uznanie nie tylko moje, ale również słuchaczy muzyki folkowej. W repertuarze Capercaillie wiele jest współczesnych piosenek, współcześnie brzmiących, lecz niekiegy pisanych np. w języku gaelic. Taki jest też album „Delirium”. Słyszałem tę płytę setki razy i wciąż trudno mi znaleźć słowa do opisania tej muzyki. Album zaczyna „Rann Na Mona” – wspaniały utwór, który doskonale tłumaczy dlaczego muzykę zespołu nazywa się niekiedy „celtic funky”. Podobnie jest z „Cape Breton Song”. Z kolei piękne ballady, śpiewane cudownym głosem Karen Mathieson wprowadzają nastrój zadumy, melancholii. Zwłaszcza „You Will Rise Again” to cudny utworek, perełka.
We wczesnym stadium rozwoju (np. płyta „Sidewaulk”) Capercaillie kojarzyło mi się z wczesnym Clannadem, albo z tym, co później grał zespół Altan. Na „Delirium” jednak dochodzi do głosu własna inwencja muzyków i płyta zachwyca oryginalnością. Obecnie jast już kilka zespołów próbujących grać podobnie, a i Capercaillie niestety troche się zmieniło.
Świetnie brzmią też utwory instrumentalne – jigi i reele („Kenny MacDonald’s Jigs”, „Dr. MacPhail’s Reel” i „Islay Ranter’s Reels”). Zagrane są żywo i skocznie, a jednocześnie jakby transowo. Szkoci potrafia grać motyw wkółko nie powodując zmęczenia słuchacza.
Polecam każdemu komu wpadnie w łapki ta płyta.

Dodaj komentarz