Dziś The Whisky Priests, to folk-rockowa gwiazdka. W 1998 roku, kiedy powstawały te nagrania koncertowali m.in. w Szwajcarii, we Włoszech, we Francji, w Niemczech, w Holandii i w Belgii. Do Polski trafili dopiero trzy lata później. Na szczęście ich muzyka przez ten czas wiele się nie zmieniła, więc ci z Was, którzy słyszeli ich na żywo na pewno rozpoznają brzmienie. Rozpoznają też charakterystyczny wokal Gary`ego Millera.
Jak przystało na płytę z tak optymistycznym tytułem i okładką, dominują tu klimaty raczej weselsze, zabawowe. Jako, ze większość piosenek, to autorskie kawałki Gary`ego, to chylę czoła przed jego talentem. Ten gość pisze bardzo dobre utwory osadzone w knajpiano-folk-rockowej stylistyce. Gdybym miał przywołać innego twórcę, który współcześnie tak dobrze radzi sobie z tym tematem, to byłby to chyba tylko Shane MacGowan.
Muzyka The Whisky Priests nie należy do najbardziej skomplikowanych, na tym jednak polega jej największy urok. Folk-rockowa, czy czasem nawet punk-folkowa muzyka w wykonaniu tej grupy to uczta dla miłośników gatunku. Do szybkich rytmów dorzucono jeszcze coś balladowego (choćby świetny „My Ship”).
Wielu z Was zauważyło pewnie wśród tytułów piosenkę „Brothers In Arms Again”. Zespół zastrzega, że bynajmniej nie jest to o braciach Gary`m i Glenie Millerach, a już na pewno nie jest to kontynuacja przeboju Dire Straits. Czym jest więc ta piosenka? Można powiedzieć, że to po prostu dobra piosenka w fajnym, folk-rockowym stylu.
Wielu polskich słuchaczy z uwagą przesłucha jedyny na tym krążku utwór tradycyjny. Jest to stary, żeglarski standard – „Leave Her Johnny, Leave Her”. Jak dla mnie mógłby się on w podobnej wersji znaleźć w repertuarze naszych rodzimych Smugglersów.

Taclem