Bezpretensjonalny punk-folk, doskonały na imprezy i do piwa. Tak w kilku słowach można zreferować zawartość tej płyty. Podejrzewam, że nie byłoby to dla grupy The Kissers zbyt obraźliwe – ich muzyka bowiem jest przede wszystkim bardzo zabawowa.
Dziennikarski obowiązek każe mi jednak napisać nieco więcej. Jest tu np. ciekawa wersja tradycyjnej irlandzkiej piosenki „The Wild Rover”, są wpływy psychobilly, tak modnej ostatnio w Stanach muzyki, jest też trochę soft-punkowego łojenia. The Kissers nie mają inspiracji, by stać się drugimi Dropkich Murphy`s, bliżej im już chyba raczej w kirunku takich kapel, jak Lancaster County Prison.
Pocieszający jest fakt, że to debiut studyjny grupy The Kissers, wcześniej były tylko nagrania z koncertu. Prawdopodobnie gdy nabiorą więcej doświadczenia ich muzyka zacznie się na amerykańskim punk-folkowym podwórku wyróżniać. Już teraz takie piosenki, jak „Cold Days”, czy „Scum of America” wyróżniają się z tłumu. Z kolei w „West Pacific”, czy „69 Cadillac” mamy wyraźny wpływ alternative country, widać więc, że możliwości zespół ma spore.
Póki co jednak płyta The Kissers czeka na jakąś fajną imprezę, gdzie będzie się można przy niej odprężyć.

Taclem