Od jakiegoś czasu chciałem coś napisać o SDM. Tymczasem w ręce wpadła mi właśnie ta płyta i okazja okazała się wyśmienita. O ile dotąd zespół grał na pograniczu poezji śpiewanej, piosenki studenckiej i paru innych … sztucznie stworzonych szufladek, to teraz coraz bliżej im do folka. Zarówno tekstowo, jak i brzmieniowo jest to wciąż ten sam zespół, lecz jak się okazuje nie jest odporny na progresję. I bardzo dobrze.
Wrzucenie całej twórczości SDM do worka z folkiem może wywołać czyjeś oburzenie, ale tak właśnie mam zamiar zrobić. Zagraniczny wydawca usłyszawszy taką muzykę umieściłby płytę w kategorii „współczesny folk”, postawił na takiej właśnie półce i pewnie dobrze by się sprzedała.
Za materiał jaki znalazł się na płycie odpowiada spółka autorska Andrzej Ziemianin (teksty) i Krzysztof Myszkowski (muzyka). Nie ma tym razem ani Stachury ani Leśmiana, zyskujemy za to spójność tekstową.
Nie wiem czy tytułowy utwór ukazał się na jakimś singlu, ale jest do niego ładny teledysk.
Płyta godna polecenia tym, którzy chcą poszerzyć sobie horyzonty. Miłośnikom SDM polecać nie trzeba.


Taclem