Niełatwe zadanie wyznaczyli sobie muzycy odpowiedzialni za postanie tego albumu. Jesli nie znacie tej płyty, zapewne nie wiecie dlaczego. Otóż jest to wydawnictwo szczególne. Muzycy, głownie ze środowiska jazzowego, postanowili zaaranżować utwory grzesiuka tak, jakby grała je podwórkowa kapela w latach kiedy Grzesiuk rejestrował swoje piosenki. Oczywiście został oryginalny głos Grzesiuka i banjola na której bard Czerniakowa sobie akompaniował. Tak zaaranżowany materiał zajmuje pierwszą płytę tego dwupłytowego albumu. Drugi krażek to oryginalne wykonania Grzesiuka, poddane jedynie remasteringowi.
Trudno oceniać ta druga płytę, dziś już jest to legenda. Jako że te wykonania w postaci dwóch analogowych krążków znam od dzieciństwa – nie odważę się na ich ocenę. Tym bardziej jednak czuję się zobligowany do napisania o płycie pierwszej, zatytułowanej „Piosenki w nowych aranżacjach”.
Od razu na wstepie przyznam że dziwię się że do projektu nie zaproszono muzyków znanych z kapel ulicznych, których wciąż w Warszawie niemało. Mam wrażenie że jazzowi muzycy trochę przekombinowali… ale po kolei. Zaczyna się od naprawdę świetnej aranżacji „Grunt to rodzinka”. Wszystko brzmi naprawde profesjonalnie, ale ile znacie kapel ulicznych grających na cymbałkach ? Bo ten to instrument pobrzekuje w utworze. Dziwne to troszkę. Znacznie lepiej (mimo cymbałków – tu jest ich mniej) brzmi „Choć z kieszeni znikła flota”. Świetny klimat wprowadza tam akordeon (z informacji we wkładce wynika że sztuczny, ale brzmi dobrze). Podobnie „U Bronki wstawa…” (czy aby w oryginale nie było „… w Stawach”, ale pewnosci nie mam). Tu jeszcze skrzypce dodają odpowiedniego klimatu.
Pod szyldem „Wyznań skruszonego ochlapusa” kryje się swoisty warszawski evergreen – „Komu dzwonią, temu dzwonią”. Piosenka ta kilka lat temu była jednym z wiekszych hitów Szwagierkolaski. W sumie nie da się chyba nie wspomnieć o tej formacji, gdyż jest ona współodpowiedzialna za renasans zainteresowania Grzesiukiem. Nowy aranż zaprezentowany na tej płycie jest oczywiście znacznie bardziej tradycyjny od tego co zaprezentowali Szwagrowie. Walczykowe „Święta u Sztachetów” ozdabia z kolei klarnecik. Co prawda w tle gdzieś przewijają się owe nieszczęsne cymbałki, ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić.
„Kaziu nie bądź kiep” to z kolei czaująca mandolinka w tle. W „Rum Helce” z kolei pojawia się trąbka. Właściwie w każdym utworze pojawia się jakiś instrumencik, grający coś na kształt prostej solóweczki, ma to swój urok, gdyż może się kojarzyć własnie z ulicznym graniem.
Zastanawiam się czy odrobinkę nie zwoniono piosenki „Gienio Piekutoszczak”, ale aranżerom i tak należą się tu brawa, bo utwór w formie w jakiej jest tu pokazany nie nalezy do najprostszych. „Bujaj się Fela” z fajnym akordeonowo-skrzypcowym wstepem i mandoliką w refrenie też jest przykładem pomysłowego podejścia do utworu.
Nie podoba mi się zbytnio nieco cyrkowa aranżacja wstawki w „Niech żyje wojna”, oraz podobny motyw w „Siekiera, motyka”. To piosenki z wojennej Warszawy, a nie z czasów hiszpańskiej rewolucji. Reszta brzmi całkiem miło. Nieco zmieniono chyba również wstep do zwrotek i refrenu w piosence „Z szacunkiem, panie Feluś”, a może po prostu mnie sie tak wydaje. Aczkolwiek jest to ciekawy zabieg.
„Ballada o Felku Zdankiewiczu” zawsze była moją ulubioną piosenką z repertuaru Grzesiuka. Może dlatego razi mnie w tym utworze nieco płasko brzmiący podkład który dodano. Znacznie lepiej jest w „Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka” (przy okazji informacja dla osoby robiącej, świetną skądinąd okładke – „Warszawiak” pisze się przez duże W). „Bal na Gnojnej” to chyba najbardziej uwspółcześniona wersja. Nieco dansingowy aranż dobrze się z tym utworem komponuje. Niemal czuć nasączony dymem klimat mrocznej knajpy.
Płytę zamyka wiazanka pięciu zagranych już wcześniej utworów. Kto wie, może przeznaczona do emisji radiowej. Jeśli tak, to nie wróżę mu powodzenia, po prostu pocięto fragmenty i troche niedbale je zmontowano. Zabieg wskrzeszenia piosenek w nowej formie uważam za udany, choć nie wiem czy płyta zdobędzie taką popularność jak wersje Szwagierkolaski, a przy okazji pewnie bedzie też sporo głosów krytycznych. Natomiast ja bym bardzo tą płytę chwalił… gdyby nie cymbałki.


Taclem