Pierwsza kaseta zespołu Perły i Łotry Szanghaju, wydana w 1995 roku była dla mnie nie lada ciekawostką. Co prawda pieśni morskie wykonywane a cappella nie były dla mnie niczym nowym, ale pomysł na wykonanie części z nich jako żywo przypominał inną śląską grupę – Ryczące Dwudziestki. Polska jest chyba jedynym krajem, gdzie szanty śpiewa się w taki sposób rozkładając głosy. Dziś takich zespołów jest sporo i zdominowały one scenę tzw. „szanty klasycznej” (według mnie raczej „neoklasycznej”), jednak w 1995 roku to, co prezentowała owa grupa było dość ciekawe.
Od wspomnianych tu już Ryczących zespół Perły i Łotry Szanghaju różnił się przede wszystkim bardziej celtyckimi wpływami. Już na wstępie piękna pieśń o łodzi Fionna („Baidin Pheilimi”) zdradza proirlandzkie zamiłowania. Później okazuje się, że sporo na tej kasecie inspiracji szantą bretońską. „Z portu wyszliśmy”, czy „Trzej Żeglarze”, to przykłady takich właśnie pieśni. Nie zabrakło też odrobiny klasyki, stąd wśród utworów takie tytuły, jak „Essequibo River”, „Nancy Whisky” czy „Ranzo Ray”.
Jak na ówczesne czasy i debiut, to bardzo ciekawa pozycja. Gdyby jednak wydano ją dziś, pewnie nie obroniłaby się tak dobrze. Materiał nie jest za dobrze nagrany, a i niektórym aranżacjom po prostu brakuje szlifu.

Taclem