Zdania na temat tego albumu są podzielone. Jedni twierdzą, że to najlepszy album studyjny, jaki Stivell nagrał kiedykolwiek, inni, że najlepszy ze wczesnego okresu. Tak czy owak – majstersztyk.
Zaczyna się niewinnie, od dobrego, po prostu dobrego utworu „Susy Mac Guire”. Do niego, jak i do wielu innych z tej płyty Alan jeszcze nie raz wracał. Irlandzki „Ian Morrison Reel” w folk-rockowej wersji, to już znak czasów. Lata 70-te to okres kiedy ta muzyka w Europie dopiero się wykluwała. Stivell jest dziś jednym z jej ojców.
„She Moved Through The Fair” ma świetną aranżację, ale z angielskim Stivella nie było wówczas najlepiej. Mimo to, jego bardzo lamentowa wersja stała się punktem wyjścia dla wielu innych wykonawców. To samo można powiedzieć o „Metig”.
W „Can Y Melinydd” mamy do czynienia z rzadko grywanym, acz bardzo ciekawym folkiem z Walii. Tym razem w wersji dość zabawowej, ale i tak ciekawie urozmaicającej zbiór. Podobnie jest z gaelickiem „Oidhche Mhait”.
Bretońskie „An Dro Nevez” pewnie było jednym z pierwszych rockowo zagranych bretońskich tańców – dziś wielu gra właśnie tak, z nieco połamanymi, jazzowymi rytmami perkusji. Podobnie ma się rzecz z piosenką „Brezhoneg` Raok”, autorskim utworem Alana.
Również akustycznie Stivell daje sobie tu świetnie rade w wokalnym „Maro Ma Mestrez”.
Jeden z najlepszych utworów z repertuaru Alana Stivella, to „Kimiad”, bardzo klimatyczny i jednocześnie świetnie na tej płycie zagrany. Nie ma tu takiej pompatyczności, jaka później wykonawca mu nadal, choćby na płytach koncertowych.
To naprawdę świetna płyta, zwłaszcza, że przypada na okres, kiedy Stivella nie podniecały jeszcze klawiszowe brzmienia. A przecież można osiągnąć i bez nich klimat, niemal new age`owy – posłuchajcie choćby „An Hani A Garan”.

Rafał Chojnacki