Kategoria: Recenzje (Page 200 of 214)

Tempest „Balance”

W repertuarze amarykańskiej grupy Tempest możemy znaleźć zwłaszcza celtycką muzykę rockową. Ale mają też ciągoty w kierunku rocka progresywnego. Zazwyczaj jest to mieszanka tradycyjnych piosenek i melodii z tymi napisanymi przez muzyków grupy.
Już od pierwszego utworu – „Captain Ward” – grupa daje nam do zrozumienia że będzie to chyba najcięższa bżmieniowo płyta w ich dotychczasowym dorobku. Przyznam, że chyba jeszcze nigdy nie byli tak blisko… Jethro Tull. Nic w tym dziwnego, z tego co mi wiadomo członkowie Tempest bardzo lubią zespół Iana Andersona.
W kompozycji Liefa Sorbeya „Dancing Girl” pobrzmiewają delikatne echa country. Możliwe że nie tylko ja zwróciłem uwagę na pewne podobieństwo do jednego z utworów Tomasza Szweda. Wciąż pobrzmiewają tu folkowe skrzypce i dość ciężka gitara. Trzeba grupie przyznać że w swoich rockowych aranżacjach sięga do dość ambitnego rocka lat 70-tych. Muzyka ta nie jest ani zbyt prosta, ani przekombinowana – w sam raz.
Świetnym przykładem potwierdzającym moją teorię o najcięższej płycie grupy jest „Dance of the Sand Witches”. Kapela brzmi tu niemal gotycko. No ale jak może brzmieć, skoro jest o wiedźmach ?
„Iron Lady” kojarzyć się może z lżejszymi piosenkami Iron Maiden i oczywiście z nieśmiertelnym Jethro Tull.
Tradycyjna piosenka „Two Sisters” miała już dziesiątki wykonań, zazwyczaj słyszałem ją w wykonaniu pań, ale Lief wychodzi z tej konfrontacji obronną ręką. To chyba najweselszy i jednocześnie jeden z najlżejszych brzmieniowo utworów na płycie. Nieco podobny, choć mniej lekki jest „Wicked Spring”.
Wiązanka tańców autorstwa Liefa, zatytułowana „Old Man Flint” pokazuje go jako utalentowanego kompozytora celtyckiej muzyki tanecznej.
Na niemal każdej swojej płycie wokalista Tempestu przemyca jakiś utwór z rodzimej Norwegii. Tym razem jest to „Villemann” – ciekawy utworek, zwłaszcza że brzmi dość odmiennie od pozystałych.
„Battle Mountain Breakdown” to już niemal folk-heavy-metal. Bardzo mocny motyw.
Przykładem jak tradycyjne melodie współgrają ze współczesnymi jest „The Journeyman”. Lief napisał opatrzył tradycyjny tekst nową melodią. Wyszło to dość ciekawie, w stylistyce zbliżonej nieco do Steeleye Span.
Ballada „Between Us” to swoista perełka – świetny kawałek. Nie powstydziliby się go najlepsi irlandzcy songwriterzy.
Zamykający ten zestaw medley pod wspólnym tytułem to taka wizytówka Tempestu – zawiera wszystkie elementy charakterystyczne dla tej grupy – może poza norweskimi wstawkami.
Jeżeli jeszcze tego nie wywnioskowaliście z tej recenzji – to goraco polecam tą płytę, jak i inne albumy grupy Tempest.

Taclem

Brolum „Promo 2003”

Promocyjny singiel grupy Brolum to tylko trzy utwory. Dają nam one jednak sporo informacji na temat stylistyki w jakiej porusza się zespół.

Młoda szkocka kapela, jaką jest Brolum świetnie porusza się zarówno w tradycyjnych waulking songs („Bheir mi Sgiriob do Thobar Mhoire”), jak i w różnych stylistycznie i nastrojowo tańcach (wiązanki „High and Dry” i „Barney`s”). Na dodatek mamy tu też próbkę brzmienia kapeli na żywo, gdyż „Barney`s” to nagranie z festiwalu Celtic Connection 2003.

Muzykę Brolum porównać można z jednej strony do tradycyjnego Altanu, z drugiej do żywiołowego brzmienia Lunasy.

Dodatkowym atutem jest chyba najładniejsza (i bardzo dobrze grająca) skrzypaczka jaką widziałem, niejaka Eilidh Campbell.

Taclem

Gout d`Hier „Aujourd `hui”

Grupę Gout d`Hier poznałem dzięki temu że gra w niej Gudrun Walther, znana mi z grupy More Maids. Okazuje się że pojawia siętu jeszcze inna osoba, którą słyszałem wcześniej, mianowicie Klaus Feketies z grupy An Tor.

Gout d`Hier to belgijsko-niemiecka kapela grająca muzykę irlandzką i bretońską.

Szczególną uwagę zwracają w muzyce Gout d`Hier dźwięki akorteonu diatonicznego w duecie ze skrzypcami. Na skrzypcach gra wspomniana już Gudrun Walther, zaśna akordeonie Hilde Pirard. Słyszymu tu też gitare i bouzouki Klausa Feketiesa, oraz gitarę i mandolinę Wolframa Zimmermanna.

Płyta zaczyna się uroczym, ponad pięciominutowym walczykiem. Jak większość utworów jest to współczesna folkowa kompozycja. Po niej następuje wiązanka tradycyjnych reeli z Quebecku.

Tradycyjna bretońska melodia „Ronds de St. Vincent” przypomina granie grupy Tri Yann. Z kolei „Rondeaus Gascognes” to wiązanka współczesnych i tradycyjnych melodii w bal-folkowym klomacie. Podobnie jest z kolejną wiązanką, z tym że pierwsze echa „La Boite a Frissons” przywodzą na myśl raczej melodie cyrkowe.

„Plant un Choux” i „Luc au Bar” kojarzą mi się z surowymi brzmieniami bretońskich szant, choć jest to melodia instrumentalna, bez problemu dałoby się je przerobić na morską pieśń pracy.

Później następuje wiązanka współczesnych bretońskich reeli. Po nich mamy do czynienia ze spokojnymi melodiami z Irlandii.

W kolejnej wiązance dominują melodie bretońskie. „Suite Loudeac” to melodia idealna na transowe tańce podczas fest-noz.

Podobnie jak na rozpoczęcie, tak i na zakończenie grupa serwuje nam walczyka. „Valse Joeph” to wlasnie takie spokojny i wyciszający utwór finałowy.

Udana płyta, na której dominują brzmienia bretońskie. Wzrost popularności takiej muzyki w naszym kraju powinien spowodować że sięgniecie po ten album.

Taclem

Llan de Cubel „Un Tiempu Meyor”

Asturyjska grupa Llan de Cubel nie rozpieszcza swoich miłośników. Na przestrzeni 19 lat istnienia zespołu wydali 5 płyt. „Un Tiempu Meyor` jest jak na razie ostatnią.
Llan de Cubel to niewątpliwie pierwsza liga muzyki asturyjskiej. Grają swoje utwory w stylistyce zbliżonej do współczesnych grup tworzących najciekawsze rzeczy na innych scenach celtyckich. Jeśt akustycznie i bardzo żywiołowo. Dzięki umiejętnościom muzyków możemy podziwiać piękno dźwięków płynących z celtyckiej krainy na Półwyspie Iberyjskim.
Dziś można by powiedzieć, że „Un Tiempu Meyor” to płyta nieco zachowawcza, le w końcu ma już ponad cztery lata, przez ten czas sporo się w kontynentalnej muzyce celtyckiej działo. Zapewne na nowym albumie znow dadzą młodszym zespołom wiele do myślenia.
Warto zaznaczyć że po dość sporym sukcesie tej płyty Państwowe Radio Hiszpańskie wybrało grupę Llan de Cubel, by reprezentowała Hiszpanię na Festiwalu Folkowym Europejskiej Unii Radiowej w 2000 roku.
Płyta ze wszech miar warta polecenia. I jeszcze jedno. Muszę w tym miejscu podziękować jednemu z polskich zespołów, który w większym stopniu otworzył moje uszy na muzykę z Asturii i Galicji. Mam nadzieję że będą wiedzieli o kim mowa.

Taclem

Ryczące Dwudziestki „Ryczące Dwudziestki”

Omawiana płyta zawiera materiał z dwóch pierwszych kaset Ryczących Dwudziestek (w skrócie od angielskiego Roaring Twenties – RO 20`s). Została też wydana w formie płyty przez firmę Starling (wydawce jednej z kaset), jako „Top Twenties”. W wydaniu Starkinga przemieszano utwory, zaś tu znajdują się one w kolejności takiej, w jakiej były na kasetach.
Kapela RO 20`s jest jednym z najbardziej znaczących zespołów w nurcie piosenki żeglarskiej. Zawartość tej płyty, to piosenki, które od wielu lat są obecne zarówno na scenach, jak i w domowych kolekcjach miłośników morskiego śpiewania. Ich repertuar, z czasów kiedy zarejestrowano te nagrania, zawiera w sobie polskie i angielskie wersje szant, irlandzkich piosenek folkowych i współczesnych utworów o tematyce żeglarskiej.
Tych pierwszych utworów jest tu najwięcej. Pieśni takie jak „Hiszpańskie Dziewczyny”, „Branka (Press Gang)”, „Shenandoah”, „Stormy”, „John Cherokee”, „Ciągnij go Joe”, czy „Santiana” to klasyczne już dziś utwory, należące do kanonu szanty w Polsce. Wykonania RO 20`s stały się jednymi z najbardziej znanych, zaryzykuję nawet stwierdzenie że wychowało się na nich kolejne pokolenie wykonawców dziś próbujących swych sił w piosence morskiej.
Inne tradycyjne morskie pieśni, być może nie tak znane, jak te wspomniane wyżej, ale też dość popularne, to: „Lowlands, Lowlands, Lowlands Low”, „Szklany Jasio”, „Corner Sally”, „Ranzo”, „Johnny Is Gone To Hilo”, „Johnson Girls” i „Lowlands away”. W części z nich już słychać zapowiedź późniejszych wokalnych popisów zespołu. Świetnym tego przykładem jest pieśń „Hej! Wielorybnicy” zaśpiewana przez Henryka Czekałę – „Szkota”. Również „Van Dieman`s Land” po prostu wali na kolana. Dziwnie brzmi za to eksperyment w postaci wykonania dwóch szant jednocześnie – „Billy Riley/ Sally Racket”. Ciekaw jestem jaki cel przyświecał twórcom.
Z tego pierwszego rodzaju pozostało jeszcze kilka piosenek, którym troche bliżej do folku, a są zdecydowanie morskie. „Grenlandzcy Wielorybnicy”, „Paddy West”, „Co się zdarzyło jeden raz” i „Wielorybie stada” to właśnie takie utwory. Melodie te spotkać można czasem w repertuarze sespołów folkowych, choćby takich jak The Pogues, czy Steeleye Span.
Folkową Irlandię reprezentuje tu kilka piosenek, na czele z „Molly Malone”. Myślę jednak, że wokalne wykonanie RO 20`s zaskoczyłoby niejednego Irlandczyka. Warto posłuchać takiej wersji. Ciekawostką jest też piękna ballada „Miasto”. W oryginale nosi ona tytuł „The Town I Loved So Well” i jest współczesną pioską irlandzką, napisaną przez Phila Coultera i sprawnie przetłumaczoną przez „Szkota”. Pod tytułem „Wzgórza Walii” ukrywa się irlandzka ballada „Red is the Rose”, nieco inspirowana tekstem oryginału. Ale tak to już czasem z tymi polskimi wersjami jest, że niekiedy nie mają nic, albo tylko niewiele wspólnego z oryginałem. „Wzgórza Walii” udowadniają, że i tak wersje te mogą być bardzo ładne.
Piosenkę autorską reprezentuje tu tylko utwór „Timeraire”, piękna ballada, która zapowiada w przyszłości romans zespołu z bardziej współczesnymi piosenkami.
Trudno jednoznacznie oceniać tą płytę, bo zawiera materiał, który przetrwał próbę czasu. Samo to świadczy o nim lepiej, niż jakakolwiek ocena.

Taclem

Various Artists „Coventina`s Well”

Mp3.com to największy na świecie portal z portal darmową muzyką udostępnianą przez wykonawców lub wytwórnie. W jego ramach powstają stacje radiowych rozgłośni internetowych, magazyny muzyczne, a od jakiegoś czasu wydaje się również płyty. Zaletą takich płyt – zwłaszcza składanek – jest to, że oprócz dość znanych wykonawców (tu choćby grupa Emerald Rose o której płytach na łamach „Folkowej” już pisałem) znajdują się tam nagrania artystów młodych, bądź malo znanych na folkowej scenie, a wartych zauważenia. Dla nas dodatkową niespodzianką jest piosenka „Lord Thomas And Fair Ellend” w wykonaniu Uli Kapały.
Pierwszym artystą na płycie „Coventina`s Well” jest Steve Holloway, grający tu zestaw reeli pod wspólnym tytułem „Miss Mohaghan`s”. Ciekawostką jest że Steve jest bodhranistą, jednym z niewielu na świecie nagrywających solowe (czyli z zaproszonymi gośćmi) utwory.
Ed Miller to piosenkarz z Texasu, który oprócz muzyki amerykańskiej gra też szkockie ballady. Taką piosenką jest też „The Band o` Shearers”. Z kolei Bow Triplets to kapela ze Szwajcarii. „Blue Butterfly” to nowy utwór, który nie znalazł się jeszcze na żadnej ich płycie.
„Fire in the Head” wspomnianej już grupy Emerald Rose, to wersja koncertowa piosenki z płyty „Bending Tradition”, najlepszego jak dotąd krążka zespołu.
Duet Brobdingnagian Bards, to dla mnie swoisty fenomen. Zespół od kilku lat nagrywa swoje piosenki, na przemian z nowymi wersjami standardów i muzykąrenesansową. Nagle stali się dość popularni, wykorzystując sukces kinowej wersji „Władcy Pierścieni” i nagrywając kilka piosenek w klimacie `fantasy folk`. Prezentowana na omawianej składance piosenka „The Mermaid Song”, to utwór z płyty „A Faire To Remember”, jednego z dwóch najnowszych albumów grupy.
Exzile to pseudonim artysty grającego na mandolinie, elektrycznych skrzypcach, bodhranie i tin whistle. Pochodzi on z Edynburga i jakis czas występował na deskach teatrów, jesnak uznano go za zbyt ekscentrycznego artyste. Jego muzyka opiera się na celtyckim folku z elementami lekkiej muzyki pop. Prezentowany tu utwór „Sailing Home [to the Stars]” ma nieco filmowy nastrój.
Stara gaelicka pieśń o łodzi Fionna, zatytułowana „Baidin Fheidhlimidh” została tu umieszczona w wykonaniu Nancy Daily-Green. Artystka ta gra na przeróżnych instrumentach, między innymi na cymbałach. Pochodzi ze stanów zjednoczonych i występuje często na imprezach poświęconych muzyce folkowej i renesansowej.
Akordeonista Hugh Morrison własną kompozycję instrumentalną „The Hills o` Yarrows”. Utwór ten powstał na 60-tą rocznicę ślubu jego dziadków. Melodia ta wpisuje się w tradycję szkockiej szkoły gry na akordeonie i harmonii.
Piosence „Lord Thomas And Fair Ellender” w wykonaniu Uli Kapały towarzyszy jig „Blarney Pilgrim”. Wszyscy którzy znają piosenki wykonywane przez Ulę nie będą zaskoczeni. Faktem jednak jest że głos jej robi wrażenie, nawet w zestawieniu z wykonawcami zagranicznymi.
Marc Gunn, to jeden z członków grupy Brobdingnagian Bards. Sam również sporo nagrywa. Prezentowany na płycie (przez niego współprodukowanej) utwór „The Bridge” to miłosna piosenka, będąca przeprosinami kochanka. Autorem słów do tradycyjnej muzyki jest Pat Cooksey. Pat znany jest głównie jako autor piosenki „The Reason I Left Mullingar”, wykonywanej przez dziesiątki wykonawców.
Paula K. Lynch, to artystka poszukująca. Mimo że wykonuje sporo utworów celtyckich, to nie obce jej wycieczki w krainę rocka, popu, czy elektroniki. Na szczęście jej wykonanie „The Stolen Child” bliskie jest raczej klasycznym celtyckim balladom. Choć tytuł może się kojarzyć z wierszem W.B. Yeats`a (śpiewanym choćby przez Loreene McKennitt), to jest to nowa piosenka, inspirowana jedynie opowiedziana tam historią.
Płytę zamyka utwór Australijczyków z Melbourne Scots Fiddle (właściwie Melbourne Scottish Fiddle Club) zatytułowany „Teenagers Go Nuts”, będący miesznką instrumentalnych kompozycji współczesnych z melodiami w stulu `french canadian`. Nagranie pochodzi z płyty „Reel Cool”, którą Melbourne Scottish Fiddle Club nagrali z różnymi zaproszonymi gośćmi, m.in. Erikiem Bogle.
Płyta raczej nie pojawi się w sklepach, ale warto zamówić ją on-line, zwłaszcza że na pewno nie wyjdzie drożej niż płyty proponowane przez naszych dystrybutorów.

Taclem

Kontraburger „Kontraburger”

Muzykę tej kapeli wyprzedziły dobre o niej opinie. Opowiadał mi o niej Jacek Jakubowski (akordeonista trójmiejskich kapel, juror „Folkoprania” w Skierniewicach), zachwycając się nad formą i treścią. Wtedy to pierwszy raz usłyszałem na w odniesieniu do Kontraburgera określenie „fantasy folk”. Później opowiadano mi o nich jako o zespole „art-folkowy”. Aż wreszcie udało mi się położyć swe łapki na omawianej płycie, a samą płytę w kieszonce „cedeczka”.
Jaka jest moja opinia w konfrontacji z obiegowymi opiniami? Przede wszystkim Kontraburger nie rozczarowuje. Zaskakuje bogactwem tematyki, ale całość spina klamra którą narzucili muzycy za pomocą swoistego brzmienia. Przyznam że bardzo to ciekawe.
Od początku płyty, a więc od utworu „Dziwny” zauważyłem że te muzyka jest przede wszystkim przebogata, ale nie ma w niej przesytu. Sporo tu dźwięków, ozdobników, dodatkowych motywów. Sama piosenka zaserwowana na wstępie to mieszanina latynoskich gitar z folk-rockową sekcją i słowiańskimi w brzmieniach partiami skrzypiec i fletów. Czyżby były też dalekie echa twórczości Kwartetu Jorgi ? Na pewno jest tu coś z ich rozimprowizowanego ducha.
O art-folku możemy mówić w przypadku „Biznesmena”, nazwa tego stylu pachniała mi troche grupą Ankh i przynajmniej w partiach skrzypiec podobne zagrywki można tu odnaleźć. Nieco poetycki (jak wszystkie) tekst przechodzi nagle w wiersz Baudelaire`a „Litania do Szatana”. Ten francuski fragment nadaje nagle niesamowicie magicznego klimatu piosence.
Ukraińska piosenka na podstawie której zbudowano utwór „Bida” to dowód na ludowe inspiracje zespołu. Wciąż jest tu gęsta magiczna atmosfera, a jednocześnie zbliżamy się coraz bardziej do fantasy-folku, który powita nas w „Smoku”. „Smok” to pierwszy z trzech utworów stanowiących tzw. suitę tolkienowską. Co ciekawe utwór brzmi jednocześnie folk-rockowo (wplecione motywy islandzkiej pieśni „Krymme”), tolkienowsko (tekst Tolkiena o Zielonym Smoku), wciąż mając w sobie odrobinę słowiańskich elementów (niesamowicie rozwija się tu motywik grany na fideli płockiej). Kontynuacją tematyczną jest utwór „Krasnoludy”. Piosenka z „Hobbita” stylizowana jest na utwór renesansowy. W rezultacie otrzymujemy coś w stylu Blackmore`s Night. Zakończenie suity to niesamowity „Ptak”, w którym partie fletu rzeczywiście przynoszą na myśl ptasie śpiewy. Początek może nawet nieco kojarzyć się z Dead Can Dance, ale potem wchodzą skrzypce i jest bardziej art-folkowo.
Oniryczna piosenka „Pięknie Jest” z charakterystycznymi wschodnio-słowiańskimi zaśpiewami w refrenie to kolejna folk-rockowa piosenka Kontraburgera. Zaskakuje tu prawie każda fraza, bo też sporo udało się w tej piosence pomysłów pomieścić. Na zakończenie jeszcze ostre solo na fideli, wtrąca brzmienie niemal porównywalne z mrocznym folkiem ze Skandynawiii. Sympatycy Hedningarny wiedzą o czym mówię.
„Karnawał” zaczyna się francuską zapowiedzią, a póżniej… ska z akordeonem i zmianami tempa. Razem wychodzi coś co kojarzyć się może z przedwojennym kabaretem i Mano Negrą. Przy takiej muzyce jaką dotąd zaserwował Kontraburger trudno nie skojarzyć tytułu „Małgorzata” z prozą Bułhakowa. Tak rzeczywiście jest, choć trudno tu szukać rosyjskich melodii, czy zaśpiewów. Muzyka dąży w kierunku flamenco, by w drugiej części popłynąć w kierunku skrzypcowo-fletowych improwizacji. Z kolei tekst kojarzy mi się nieodparcie z co przyzwoitszymi wierszami Świetlickiego. W sumie to aż można się zdziwić, że Kontraburger to kapela z Warszawy, nie z Galicji.
Płytę zamyka piosenka „San Marino”. To jeden z najspokojniejszych i jednocześnie najspokojniejszy utwór. Kłania się tu coś na wzór poezji śpiewanej z fajnym akordeonowym motywem.

To nie tylko jedna z najlepszych płyt folkowych jakie w tym kraju nagrano. To zdecydowanie najciekawsza polska płyta ze współczesną muzyką folkową. Jeśli dodamy do tego ciekawą szatę graficzną i ogólnie bardzo ładnie wydaną płytę, to pozostaje się tylko zapytać czemu płyta ta nie stała się takim przebojem jakim powinna się stać. Odpowiedź jest prosta – mało kto dziś ceni dobrą muzykę, a ta jest po prostu za dobra na hipermarketowe półki.

Taclem

Ballycotton „Fairytale”

Po Ballycotton spodziewałem się celtyckiego folka lub folkrocka. Wskazywał na to design strony internetowej, również płyta wyglądała jakoś tak celtycko. Na dodatek płyta przyszła z Austrii, więc mogło być różnie. Na szczęście nie zauważyłem w tytułach ani „Wild Rover” ani „Star of The County Down”. Wykluczało to pubowego folka, którego mam ostatnio dosyć. Na 10 kompozycji tylko cztery są tradycyjne i nawet w tych członkowie zespołu coś grzebali. Pozostałe utwory to świeże spojrzenie na.. no właśnie na co ? Muzyki celtyckiej tu jak na lekarstwo. Są klimaty folkowe z różnych regionów, choć inspiracje nie zawsze pozostają czytelne. Niekiedy odnosi się wrażenie że kompozycje mają klasyczną niemal orkiestrową budowę. Tak jest choćby z transowym wschodnio-brzmiącym „Her Nasty Daughter”.
Najlepszy celtycki fragment to otwierający płytę utwór „The Irish Opera”, zaraz za nim żywiołowy utwór „Michael Gorman`s”. Niesamowitą siłę dają tej muzyce skrzypce Matthiasa Jakisica. Gra on też na lirze. Właściwie bez niego muzyka Ballycotton chyba by nie istniała.
Odnoszę wrażenie że zespół zaczynał od muzyki celtyckiej i chciał zarejestrować również te nagrania na swojej pierwszej płycie długogrającej. Mimo iż w sumie są one prostsze niż własne kompozycje zespołu, to stanowić mogą dobry wabik dla słuchacza lubiącego celtyckie dźwięki, który być może nie trafiłby inaczej na tą grupę.
Autorskie utwory stanowią zaś preludium do tego co usłyszymy na kolejnej płycie… Co się stanie jeśli do niesamowitego skrzypka dołączy niesamowita skrzypaczka ? Ale o tym przy następnej płycie…

Rafał Chojnacki

Krewni i Znajomi Królika „Tańczony”

Jak długą drogę ewolucji przeszedł ten zespół można zobaczyć słuchając tej płyty i porównując ją dopoprzedniej kasety zespołu (bedącej jedynym wcześniejszym nagraniem oficjalnym) zatytułowanej po prostu „Krewni i Znajomi Królika”. Zgodnie z tym, co czytamy w notce biograficznej Króliki grają już dla nas 16 lat (jeszcze raz wszystkiego najlepszego!!!). Zaczynali jako zespół z nurtu piosenki żeglarskiej (omyłkowo zwanej u nas szantami), choć już wówczas większoć ich repertuaru miała swe muzyczne korzenie w celtyckim folku. Jakiś czas później okazali się doskonałym zespołem folk-rockowym, inspirującym się zwłaszcza szkockim Capercaillie. Nowa płyta prezentuje utwory z tych wszystkich lat, oraz nowe oblicze grupy. Owo nowe oblicze to utwory autorskie, repertuar staje się brzmieniowo jakby bardziej… słowiański.

Aby nie być gołosłownym – utwory takie jak: „Rozmowa”, czy fragmenty „Irlandki” brzmią swojsko, wręcz przaśnie. Nie jest to jednak zarzut.

Z piosenek, które znalazly sie na wydanej jeszcze w latach 80-tych kasecie powtórzono tu jedynie „Oczekiwanie” i „Belfast”. Ich dzisiejsze wersje są jednak tak bogate brzmieniowo, że nie ma porównania ze starymi wersjami. Brakuje mi tu tylko nowej wersji starego utworu „Tańcowanie”. Piosenka nie pojawiła się ani na starej kasecie, ani tu, a od lat jest koncertowym przebojem Królików. Zwłaszcza zaś podoba mi się ta wersja, w której pobrzmiewają echa geldofowskiej „Great Song Of The Indifference”. Ci co słyszeli wiedzą pewnie o czym mówię.

Nie jest to płyta pełna plusów, choć tych jest sporo. W studyjnym materiale gdzieś tam zabrakło szalonej żywiołowości z jaką Króliki koncertują. No i „Harfiarz”. Ładna piosenka, ale nie rozumiem zbytnio zamysłu Jarka Zajączkowskiego, autora tekstu. Opis bitwy, bardzo plastyczny, sugestywny, ale ilekroć próbuję to sobie wyobrazić, przed oczyma mam… dudziarza! Dlaczego harfiarz ?


Taclem

Rzepczyno Folk Band „Nie Filozuj”

Dla mnie bomba! I to absolutna. Świetnie zaaranżowane i zagrane polskie kawałki ludowe przeplatają się z własną twórczością zespołu. Jedynie „Intro” mnie na tej plycie nie przekonuje. „Gajowy” – hit absolutny (do posłuchania u nas), kolejne „Wiwat” i „Przeszło lato” też bardzo dobre. „Polka Galopka” … skad my znamy ten tytul ?… No ale tu nie ma techno.
Utwór „Halina” – siła ludowych tekstów, dowcipnie i na temat. Siła tej muzyki tkwi nie w przesterowanych gitarach (a są i takie), nie w rockowej perkusji, czy basie, ale w skrzypcach, akordeonach i wokalach. To prawdziwa siła. W całości, z rockowa (momentami nawet punkowa) sekcja brzmi świetnie.
Rzepczyńska wersja „Lipki” kojarzy mi się z grupą Jak Wolność To Wolność, ale nie jakoś plagiatowo, po prostu konwencja obu zespołów jest podobna. No ale tu dochodza jeszcze skry krzesane.. z gitar. Ciężko pisać o muzyce w której podoba się wszystko. Niewiele dotąd słyszałem takich płyt. Bardzo ciekawi mnie czy kapela zdobędzie zasłużony rozgłos. Autorska „Ballada” udowadnia, że można pisać dobre współczesne piosenki folkowe. No a „Dudek”…
Gratuluje zespołowi i czekam na następne pozycje.


Taclem

Page 200 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén