Miesiąc: Listopad 2010

Żywiołak „Nowa Ex-Tradycja”

Żywiołak to kapela nietypowa na polskiej scenie. Nic dziwnego, tworzą ją mrowiem muzycy, którzy szlifowali swoje muzyczne umiejętności w Kapeli ze Wsi Warszawa, grupach ich troLe (Robert Jaworski) i Open Folk (Robert Wasilewski).
Sami swoją muzykę nazywają bio metalem, ale w rzeczywistości jest to konglomerat różnych wpływów, mieszczących w sobie elementy folku, różnych odmian rocka, metalu czy muzyki dawnej.
Kiedy męskie i żeńskie wokale pojawiają się razem, tworzy to pełen dynamizmu plan muzyczny. Również instrumenty potęgują wrażenie niesamowitości. Nic dziwnego, że muzykę Żywiołaka określa się jako mroczną. Kwintesencją tego brzmienia jest „Oko Dybuka”, autorska kompozycja Wasilewskiego. To chyba najbardziej znany utwór tej formacji.
Pierwszy pełnowartościowy album Żywiołaka (poprzedzony EP-ką „Muzyka Psychodelicznej Świtezianki”) to album pokazujący wszystko co zespół ma najlepszego w swoim repertuarze. Transowe utwory, takie jak „Oj a na Jana Kupała”, „Latawce”, „Ballada o głupim Wiesławie” towarzyszą tu artystycznym, nieco teatralnym kompozycjom, w stylu „Wojownika”, „Czarodzielnicy”, „Oka Dybuka”, „Psychoteki”, a jednak wszystko brzmi spójnie i przejrzyście. Nie brakuje też bardziej bezpośrednich odwołań do muzyki dawnej („Epopeja wandalska”) i ludowej („Wiły”, „Oj Ty Petre Petre”, „Ballada o głupim Wiesławie” czy „Femina”).
Praktycznie cała twórczość Żywiołaka ociera się o tematy pogańsko-ludowe. Udało się jednak uniknąć śmiesznego napuszenia tekstów, które często psuje odbiór muzyki zespołów z kręgu tzw. pogańskiego metalu. Przy tej muzyce to o wiele ważniejsze, bo w odróżnieniu od płyt metalowych zapiewajłów na albumie Żywiołaka bardzo wyraźnie słychać teksty. Z resztą Iza Byra i Anna Piotrowska doskonale radzą sobie na tej płycie z wokalami. Są czytelne, a przy tym bardzo różne od siebie.
Jak zwykle w takim przypadku warto mieć nadzieję, że doczekamy wkrótce kolejnej płyty Żywiołaka. Mieli czas na zrobienie czegoś nowego, bo od momentu wydania
„Nowej Ex-Tradycji” do czasu opublikowania tej recenzji minęły dwa lata. Póki co mamy już na rynku płytkę innego projektu Roberta Jaworskiego (Roberto Delira & Kompany), to jednak nie to samo. Czekam na Żywiołaka.

Rafał Chojnacki

Danar „Danar”

Czy to nie dziwne, że polska grupa, grająca muzykę celtycką, wydaje płytę dla austriackiej wytwórni? Nie. Świadczy to po prostu o tym, że świat staje się powoli coraz mniejszy. Dziwne jest natomiast to, że polskie wytwórnie nie poznały się na tym zespole. Niestety dobrze obrazuje to sytuację na polskim poletku fonografii folkowej. Zespoły grające muzykę celtycką są dobre na festiwale – przyciągają publiczność, jednak tak naprawdę środowisko folkowe nie czuje z nimi zbytniej wspólnoty. Przynajmniej nie na tyle, by inwestować w wydanie płyty młodego zespołu. To dlatego większość grup grających po celtycku wydaje swoje krążki samodzielnie.
Austriacy mieli nosa. Danar, to zespół, który od momentu powstania konsekwentnie się rozwija i w momencie wydania debiutanckiego krążka jest już formacją ukształtowaną na tyle, by warto było zainwestować w jego karierę.
W muzyce tak w sumie młodego zespołu jak Danar nie da się nie zauważyć wpływu innych zespołów. Tyle tylko, że w folku to oczywiste i nie bardzo jest tu się nad czym rozwodzić. Rozkołysane i nieco oniryczne (zwłaszcza dzięki brzmieniom fletów!) utwory zespołu tworzą już na pierwszej płycie podwaliny własnego stylu, to na nim więc powinniśmy się skoncentrować obcując z tą płytą.
Przede wszystkim są tu wyśmienite piosenki, czyli to, co lubię najbardziej. „Newry Highwayman”, „Uncle Rat” czy „Black Is The Colour” brzmią rewelacyjnie. „Bellaghy Fair” początkowo zaskakuje surowością, ale ładnie się rozwija. Z kolei „The Maid That Sold Her Barley” mogłoby się stać ozdobą każdej płyty, nie tylko folkowej.
W instrumentalnych utworach rzuca się w ucho jedna ważna cecha: muzycy doskonale wiedzą co grają, mają warsztat i obeznanie w świecie muzyki folkowej, zwłaszcza celtyckiej. Sprawia to jednak, że o wiele łatwiej przychodzi im poszukiwanie na płaszczyźnie tych inspiracji dalszych, nieco mniej oczywistych przestrzeni dźwiękowych. To dlatego na przykład jigi i reele mają tu nowe tła, nowe są pomysły na ich ukazanie, ale wciąż są jigami i reelami.
Interesujące jest też sięganie po odmienne kulturowo inspiracje, choć przyznaję, że tytułowanie utworów „Turkish” czy „Bulgaria”, to wyjątkowo kiepski pomysł. Może się sprawdzać na próbach, ale tytuł ma też za zadanie pobudzenie wyobraźni, a tego przy tak dobranych nazwach brakuje. W rzeczywistości to jednak tylko nieistotny detal, warto więc, żeby nie zepsuł Wam wrażenia. Danar to bowiem obecnie jedna z najciekawszych grup w swojej około-celtyckiej lidze, zaś „Danar”, to album potwierdzający ich klasę. To nic, że są debiutantami na rynku fonograficznym. Możecie im zaufać.

Rafał Chojnacki

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén