Miesiąc: Maj 2010

Roberto Delira & Kompany „Zabobon”

Robert Jaworski, członek dość popularnego w naszym kraju Żywiołaka zrobił mały skok w bok, czego efektem jest EP „Zabobon” – krążek nagrany z jego nowym projektem, nazwanym Roberto Delira & Kompany.
Kto spodziewał się po Jaworskim jakichś rewolucji, ten może się delikatnie rozczarować. Muzyka proponowana przez rD&K jest bardzo bliska poczynaniom Żywiołaka – to folk dość radykalnie zaadoptowany do naszych czasów. To że nie ma rewolucji, nie znaczy jednak że brak na tej płycie momentów w pewien sposób innowacyjnych. Już sam początek krążka może wywołać u nas pewną dezorientację – przez pierwsze 30 sekund myślałem że wytwórnia najzwyczajniej w świecie strzeliła gafę, nagrywając na płytę rD&K któryś z numerów Huun-Huur-Tu. Nietypowy zabieg jak na polską płytę folk, gdzie pierwszy utwór na płycie zaczyna się śpiewem gardłowym. Z resztą, co tu dużo gadać, „Jarowit Jaryło” to numer niesamowity – niepokojący klimat, psychodeliczna melodia grana na lirze korbowej no i wspomniany już alikwot w wykonaniu lidera zespołu naprawdę robią swoje. Dalej robi się już bardziej tradycyjnie – mikrofon przejmują panie i wychodzi im to naprawdę bardzo dobrze. „Koń” to numer którego melodia wpada dość mocno w ucho. Również kolejny utwór, „Pantera” to pieśń w którym zdecydowanie rządzą panie. Muzycznie cały czas poruszamy się w klimacie mrocznego i nerwowo pulsującego folku, który jednak co i raz zaskakuje nas zmianami tempa i urokliwymi wokalami. Końcówka tej krótkiej niestety płyty robi piorunujące wrażenie. Zawadiacka opowieść „O Jednej Wieśniaczce” przywodzi na myśl melodie charakterystyczne dla macierzystej bazy rD&K – zespołu Ich Trole. Dużą rolę odgrywa tu świetny tekst i niesamowita lira korbowa, która wygrywa raz po raz kolejne, chwytliwe melodie. Epkę wieńczy tytułowy „Zabobon”, trzyminutowa dawka folkowego czadu – jeśli muzycy chcieli nam pokazać jak się gra punka na folkowych instrumentach, to udało im się to idealnie. Na uwagę zasługuje również ciekawy tekst, który mimo iż prosty w swej wymowie, daje w jakiś sposób do myślenia.
Robert Jaworski i jego ekipa robią bardzo dobrą robotę. Grają muzykę świeżą i przede wszystkim szczerą. Jeśli dodać do tego naprawdę ciekawe kompozycje i oryginalne instrumentarium, mamy oto na rynku kolejny folkowy zespół który ma szansę sporo zdziałać w przyszłości. Trzymam kciuki za dalszy rozwój projektu i z niecierpliwością czekam na więcej !

Marcin Puszka

Disparates „Fafaberie”

Rzadko się zdarza, żebym rozpoczynał jakąś recenzję od końca, ale w przypadku debiutanckiej płyty zespołu Disparates tak właśnie musi się stać. Odwołująca się do „Siódmej pieczęci” piosenka „Ingmar” jest bowiem opus magnum tej toruńskiej grupy. Rewelacyjny klimat, który spowija bardzo dobry tekst – to recepta na piosenkę, która na długo zostanie nam w głowie.
Skoro już zaczęliśmy niechronologicznie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby w tym duchu kontynuować przygodę z płytą zatytułowaną przewrotnie: „Fafnaberie”. Czymże bowiem są tytułowe fafaberie? W przypadku tej grupy to utrzymane w konwencji folk-rocka autorskie piosenki a awangardowym charakterze. Weźmy taki na przykład utwór, jak „Kuba w Baku” – przewrotny inteligentny, zagrany nowocześnie (sekcja), a jednocześnie nieco staromodnie (akordeon i wokal) – to niejako wizytówka stylistyki zespołu na tej płycie.
Otwierająca płytę „Fafa przy goleniu” ma w sobie coś z dekadenckich motywów wczesnego Raz Dwa Trzy z bałagianiarskim folkiem w stylu Szwagierkolaski. Atutem w przypadku wszystkich piosenek firmowanych przez Disparates są jeszcze niebanalne autorskie teksty. Posłuchajcie choćby „Luster Rodiona” – to prawdziwa „piosenka z tekstem”.
Wśród dziesięciu dobrych kompozycji na wyróżnienie zasługuje jeszcze piosenka „W dniu urodzin”. Moim zdaniem ten utwór powinien być grany w radio jako singiel z tego krążka.
„Fafaberie” przekonały mnie do siebie i muszę przyznać, że będę wypatrywał kolejnych przejawów twórczości Disparates. Na pewno warto.

Rafał Chojnacki

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén