Miesiąc: Wrzesień 2009 (Page 2 of 2)

Folque „Sort Messe”

Weterani skandynawskiego folk-rocka wydali ten album w 1983 roku i trzeba przyznać, że to jedno z najbardziej eklektycznych dokonań w ich dorobku. Mamy tu zimnego północnego rocka bez folkowych elementów w brzmieniu („Sort Messe”, „Jon Remarson’s Jig”), jest country-rock („Til Bloksberg”, „Aske Til Aske”), ale nie brakuje też świetnych folk-rockowych motywów („Stjerneskipet”, „Trollkjaerring”, „Ae Kan’kje Danse”).
Mimo że nad nagraniami Folque zawsze unosi się duch Fairport Convention i Steeleye Span, to na tym albumie jest go nieco mniej, niż na wcześniejszych płytach. Mniej tu też progresywno-rockowych eksperymentów, w których ta norweska grupa zanurzała zazwyczaj ludowe melodie.
Brzmienie grupy Folque bardzo się zestarzało. Są tu jednak świetnie zagrane utwory. Szkoda byłby, gdyby tylko przez wzgląd na kiepsko brzmiące dziś instrumenty, płyta ta poszła w odstawkę.

Taclem

Brigid’s Cross „We Have a Dream”

Amerykańska grupa Brigid’s Cross nie należy do grona najbardziej znanych wykonawców muzyki celtyckiej. Warto jednak na nich zwrócić uwagę, choćby przez wzgląd na świetny wokal Peggy Goonan.
Repertuar zawarty na tej płycie nie jest może specjalnie odkrywczy, zdarzają się jednak bardzo sympatyczne nowe aranżacje. Tak jest choćby z „Wild Rover”.
Świetne wrażenie robi nieco mniej znany utwór „Lanigan’s Ball”. Warto posłuchać też fajnych współczesnych piosenek folkowych, takich jak „Fiddle In The Band”, „Past The Point Of Rescue” oraz „Mother’s Love” i „We Have A Dream”. Jak na dziesięć numerków na płycie, to i tak całkiem nieźle.

Taclem

Masterless Men „Ode to Age”

Kanadyjska grupa Masterless Men, to kapela próbująca kojarzyć muzykę celtycką z nurtem maritime folk. Jest to więc coś, co wielu miłośnikom takiego grania w Polsce powinno się podobać. Ciekawostką jest fakt, że kiedy nagrywali tą płytę nazywali się Colcannon, ale po odkryciu, że na antypodach występuje już grupa folkowa o identycznej nazwie, zmienili swoją na Masterless Men. Jednak gwoli kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że płyta ta ukazała się początkowo pod starym szyldem zespołu.
Kanadyjski kwartet brzmi dość klasycznie, w sumie podobnie do innych kapel z Nowej Funlandii, które prezentują muzykę zbliżoną do tego, co znamy z utworów choćby The Dubliners, nieco tylko współcześniej brzmiącą. Kiedy jednak śpiewają „The Leaving of Nancy”, „Botany Bay”, „The Leprechaun” czy „The Boys of the Old Brigade”, trudno nie porównywać ich do słynnej irlandzkiej grupy. Inne ciekawe klasyki w wykonaniu Kanadyjczyków, to niewątpliwie „The Mingulay Boat Song” i „Nancy Spain”.
Warto jednak posłuchać również (a może przede wszystkim!) mniej znanego repertuaru. Doskonały „Portland Town”, całkiem nieźle brzmiący „Silver Sea” czy piękna ballada „There Were Roses”, to tylko wierzchołek góry lodowej. Równie dobre są „The Boston Rose” i „An Ode To Age”.
Właściwie nie ma tu słabych utworów, są tylko mniej lub bardziej znane. Znaczy to, że warto poszukać nagrań grupy Masterless Men. Mam nadzieję, że uda mi się wkrótce napisać o innych ich płytach.

Taclem

Malicorne „Quintessence”

Malicorne to zespół, którego muzyka obrosła już legendą. Kompilacyjny charakter albumu „Quintessence” w dużej mierze oddaje złożoną różnorodność charakteru tego zespołu.
Otwierający płytę „Martin” łączy typowe dla Malicorne śpiewy z folk-rockową sekcją. W podobnym klimacie zagrane są „Landry” i „Couche Tard, Leve Matin”.
Taneczną muzykę folkową reprezentują tu „Branle De La Haie”, „Bouree”, „J’ai Vu Le Loup, Le Renard Et La Belette” i „Bacchu Ber”
Ciekawie aranżowane pieśni o nieco mroczniejszym klimacie, najbardzej typowe dla pierwszych płyt Malicorne, to przede wszystkim: „Le Mariage Anglais”, „Dame Lombarde”, „Les Tristes Noces” i piękna „Marions Les Rosés”. Choćby dla ostatniej z tych pieśni wart poznać Malicorne.
Oryginalnie płyta ta ukazała się na vinylu w 1977 roku, jednak od czasu do czasu pokazują się jej kompaktowe reedycje. Ostatnia ukazała się w 2005 roku, niewątpliwie warto jej poszukać w sklepach.

Taclem

Maddy Prior „Arthur The King”

Legendy o królu Arturze to wdzięczny temat dla literatów, twórców filmowych, komiksowych, również dla muzyków i kompozytorów. Tym razem swoją wizję przedstawia nam Maddy Prior, swego czasu podpora grupy Steeleye Span. Jeśli jednak jesteście miłośnikami albumów tej formacji, to album „Arthur The King” może Was nieco zaskoczyć. Sporo tu bowiem rozmaitych wpływów nie mających nic wspólnego z folk-rockowym graniem.
Wraz z Nickiem Hollandem i Troy`em Donockley`em, którzy byli jej producentami i muzykami sesyjnymi, skomponowała utwory nawiązujące czasem do rockowego klimatu, jednak innym razem odwołujące się raczej do mistycznych brzmień Clannadu czy Enyi. Słyszymy tu też rozmaite instrumenty. Z jednej strony są to: uillean pipes, low whistle i tin whistle, z drugiej zaś fortepian, instrumenty klawiszowe i perkusja.
Nie zabrakło tu świetnej wersji „Reynardine”, po który to utwór sięgały już chyba wszystkie znane wokalistki folkowe na Wyspach.
Czy opowiedziana tu historia, to średniowieczny romans czy celtycka legenda? Maddy nie daje odpowiedzi na to pytanie, ale zostawia nam do przesłuchania świetną płytę, co niewątpliwe i tek czyni jej starania ciekawym głosem we współczesnej dyskusji nad arturiańskimi opowieściami.

Rafał Chojnacki

Page 2 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén